Newsy

Estoński CIT w Polsce zbyt skomplikowany dla firm. Lista zasad i wyjaśnień jest dłuższa niż cała estońska ustawa o podatku dochodowym

2021-05-24  |  06:25
Mówi:Artur Kuczmowski
Funkcja:partner zarządzający w kancelarii Thompson & Stein
Firma:członek zarządu Polsko-Estońskiej Izby Gospodarczej
  • MP4
  • Zamiast zapowiadanych 200 tys. z estońskiego CIT-u zdecydowało się dotąd skorzystać raptem nieco ponad 330 firm. Eksperci oceniają, że nowa formuła opodatkowania nie jest wcale tak prosta i korzystna jak jej estoński pierwowzór. – Wyjaśnienia do estońskiego CIT-u w Polsce są bardziej obszerne niż w Estonii cała ustawa o podatku dochodowym od osób prawnych – mówi Artur Kuczmowski z Polsko-Estońskiej Izby Gospodarczej. Jak podkreśla, z bardzo prostego rozwiązania z Estonii w Polsce została jedynie nazwa, a polski system wymaga radykalnego uproszczenia i prostych, przyjaznych zasad dla przedsiębiorców.

    – Cały proces legislacyjny spowodował, że z estońskiego CIT-u w Polsce oprócz przymiotnika „estoński” tak naprawdę nic nie zostało. Polski ustawodawca chciał wprowadzić podatek, który będzie probiznesowy, chciał być nowoczesny, natomiast znowu się to nie udało – mówi agencji Newseria Biznes Artur Kuczmowski, senior partner w Kancelarii Thompson & Stein, członek zarządu Polsko-Estońskiej Izby Gospodarczej.

    Estoński system opodatkowania słynie z prostej i przyjaznej konstrukcji, która zakłada, że w toku działalności spółki nie opłacają podatku od bieżących dochodów, a opodatkowanie ma miejsce dopiero przy wypłacie dywidendy wspólnikom. Takie rozwiązanie ułatwia prowadzenie działalności, zachęca firmy do reinwestowania wypracowanych zysków i minimalizuje formalności podatkowe.

    W ubiegłym roku Ministerstwo Finansów rozpoczęło prace nad wdrożeniem tej zasady także w Polsce. Tzw. estoński CIT, czyli ryczałt od dochodów spółek kapitałowych, obowiązuje od 1 stycznia br., ale eksperci oceniają, że nowa formuła opodatkowania nie jest wcale tak prosta i korzystna jak jej estoński pierwowzór. W Polsce estoński CIT obejmuje bowiem 18 nowych artykułów w ustawie o CIT, zawiera konkretne bariery wejścia i dosyć restrykcyjne wymogi, które trzeba spełnić, żeby z niego skorzystać.

     Estoński CIT polega na tym, że firmy płacą podatek dopiero w momencie, w którym dystrybuują dywidendę do swoich udziałowców. W Estonii na tym zamykamy dyskusję, nie ma żadnych dodatkowych obostrzeń. To świetne rozwiązanie, które doskonale się sprawdza. Fakt, przez pierwsze dwa–trzy lata kosztuje trochę pieniędzy. Natomiast wszystkie badania pokazały, że później estoński CIT przynosi zdecydowanie więcej dochodów budżetowych niż przed jego wprowadzeniem. W Polsce nie mieliśmy jednak wystarczająco odwagi, żeby wprowadzić naprawdę powszechną inicjatywę, która zrewolucjonizowałaby nasz system podatkowy, ale przede wszystkim go uprościła – mówi członek zarządu Polsko-Estońskiej Izby Gospodarczej.

    Estoński CIT w polskim wydaniu jest skierowany do ograniczonej grupy podmiotów. Mogą z niego skorzystać mikro-, małe i średnie spółki kapitałowe (z o.o. i akcyjne), których przychody brutto nie przekraczają 100 mln zł i w których udziałowcami są wyłącznie osoby fizyczne. Ponadto nie mogą one posiadać udziałów w innych podmiotach, muszą wykazywać nakłady inwestycyjne, zatrudniać co najmniej trzy osoby (z wyłączeniem udziałowców), a ich przychody pasywne nie mogą przewyższać przychodów z działalności operacyjnej. Wszystkie te kryteria muszą być spełnione jednocześnie.

    Ministerstwo Finansów oszacowało, że koszt wdrożenia tzw. estońskiego CIT-u wyniesie ok. 5 mld zł i skorzysta z niego ok. 200 tys. firm. Jednak, jak podał dziennik „Rzeczpospolita”, do tej pory na to rozwiązanie zdecydowało się raptem 337 firm.

     Zakładałem się z ekspertami z Ministerstwa Finansów, że z tego rozwiązania skorzysta w Polsce nie więcej niż tysiąc podmiotów, m.in. dlatego że wyjście z niego jest obwarowane szeregiem znaków zapytania. To rozwiązanie w takiej formie się nie przyjmie – podkreśla Artur Kuczmowski.

    Eksperci specjalizującej się w doradztwie podatkowym firmy Crido również wskazują na kilka czynników porażki estońskiego CIT-u w Polsce. Jednym z nich jest brak elastyczności, ponieważ spółka jest zobowiązana do kontynuowania tej formy opodatkowania przez co najmniej cztery lata (z wyjątkiem początkowego okresu 2021–2024, kiedy co roku może zrezygnować z ryczałtu). W trakcie tego okresu co do zasady niemożliwe jest też przeprowadzanie restrukturyzacji, takich jak połączenia, podziały i niektóre aporty (z nielicznymi wyjątkami). Ponadto, przystępując do estońskiego CIT-u, spółka traci prawo do rozliczenia niewykorzystanej straty na standardowych zasadach oraz możliwość korzystania z innych mechanizmów, w tym np. ulgi B+R, IP Box, 9-proc. CIT czy ulgi na złe długi.

    W ramach Polskiego Ładu resort finansów zapowiada jednak rozszerzenie i zmiany w systemie CIT.

    – Kierunek obrany przez Ministerstwo Finansów, który polega na dalszym komplikowaniu rozliczeń podatkowych, jest złym kierunkiem. Naszym problemem jest to, że wprowadzanie kolejnych ułatwień powoduje tylko dalsze skomplikowanie sytemu. W Polsce wyjaśnienie matrycy uproszczonego VAT-u jest dłuższe niż cała estońska ustawa o Vacie. Wyjaśnienia do estońskiego CIT-u w Polsce są bardziej obszerne niż w Estonii cała ustawa o podatku dochodowym od osób prawnych – mówi senior partner w Kancelarii Thompson & Stein.

    Jak podkreśla, Polska – żeby stymulować biznes i przyciągać zagranicznych inwestorów – musi przede wszystkim radykalnie uprościć swój system podatkowy i zasady prowadzenia działalności gospodarczej. Wiele pomysłów można zaczerpnąć z systemu w Estonii, ale – co pokazuje przykład podatku od osób prawnych – trzeba to zrobić umiejętnie. 

    – Od Estończyków możemy się nauczyć, że system podatkowy powinien być prosty, przejrzysty i czytelny. W Estonii istnieją trzy dwudziestki: 20 proc. podatku dochodowego płaci Estończyk od swojego osobistego dochodu, 20 proc. płaci firma i 20 proc. wynosi podstawowa stawka VAT. Nie ma progresywnych systemów, nie ma ulg, nie ma systemu preferencji podatkowych – to jest niepotrzebne. System jest przejrzysty i prosty, a dzięki temu można jednocześnie zdecydowanie odchudzić administrację. Tylko trzeba sobie zadać pytanie, czy faktycznie odchudzenie administracji w dłuższej perspektywie leży w interesie tych, którzy o tym decydują – mówi Artur Kuczmowski.

    Czytaj także

    Kalendarium

    Więcej ważnych informacji

    Jedynka Newserii

    Jedynka Newserii

    Regionalne

    Start-upy mogą się starać o wsparcie. Trwa nabór do programu rozwoju innowacyjnych pomysłów na biznes

    Trwa nabór do „Platform startowych dla nowych pomysłów” finansowany z Funduszy Europejskich dla Polski Wschodniej 2021–2027. Polska Agencja Rozwoju Przedsiębiorczości wybrała sześć partnerskich ośrodków innowacji, które będą oferować start-upom bezpłatne programy inkubacji. Platformy pomogą rozwinąć technologicznie produkt i zapewnić mu przewagę konkurencyjną, umożliwią dostęp do najlepszych menedżerów i rynkowych praktyków, ale też finansowanie innowacyjnych przedsięwzięć. Każdy z partnerów przyjmuje zgłoszenia ze wszystkich branż, ale także specjalizuje się w konkretnej dziedzinie. Jest więc oferta m.in. dla sektora motoryzacyjnego, rolno-spożywczego, metalowo-maszynowego czy sporttech.

    Transport

    Kolej pozostaje piętą achillesową polskich portów. Zarządy liczą na przyspieszenie inwestycji w tym obszarze

    Nazywane polskim oknem na Skandynawię oraz będące ważnym węzłem logistycznym między południem i północą Europy Porty Szczecin–Świnoujście dynamicznie się rozwijają. W kwietniu 2024 roku wydano decyzję lokalizacyjną dotycząca terminalu kontenerowego w Świnoujściu, który ma szansę powstać do końca 2028 roku. Zdaniem ekspertów szczególnie ważnym elementem rozwoju portów, podobnie jak w przypadku innych portów w Polsce, jest transport kolejowy i w tym zakresie inwestycje są szczególnie potrzebne. – To nasza pięta achillesowa – przyznaje Rafał Zahorski, pełnomocnik zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście ds. rozwoju.

    Polityka

    Projekt UE zyskuje wymiar militarny. Wojna w Ukrainie na nowo rozbudziła dyskusję o wspólnej europejskiej armii

    Wspólna europejska armia na razie nie istnieje, a w praktyce obronność to wyłączna odpowiedzialność państw członkowskich UE. Jednak wybuch wojny w Ukrainie, tuż za wschodnią granicą, na nowo rozbudził europejską dyskusję o potrzebie posiadania własnego potencjału militarnego. Jak niedawno wskazał wicepremier i minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, Europa powinna mieć własne siły szybkiego reagowania i powołać komisarza ds. obronności, ponieważ stoi obecnie w obliczu największych wyzwań od czasu zakończenia II wojny światowej. – Musimy zdobyć własną siłę odstraszania i zwiększać wydatki na obronność – podkreśla europoseł Janusz Lewandowski.

    Partner serwisu

    Instytut Monitorowania Mediów

    Szkolenia

    Akademia Newserii

    Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a  także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.