Mówi: | dr Jarosław Klepacki |
Firma: | Wydział Zarządzania, Uniwersytet Warszawski |
Rząd przymierza się do zmian w podatku Belki. Na jego likwidację nie ma co liczyć
W obliczu wysokiej inflacji realna wartość oszczędności Polaków maleje, a część z nich musi sięgać do rezerw, by zaspokoić bieżące potrzeby. Lokaty oferujące nawet najwyższe na rynku oprocentowanie nie rekompensują tego ubytku nawet w połowie. Tymczasem od nominalnych zysków kapitałowych – choć obecnie od realnej straty – konsumenci i firmy muszą odprowadzać podatek, tzw. podatek Belki. Rząd planuje zmiany w tej daninie, ale o jego likwidacji raczej nie ma mowy.
Od kwietnia 2021 roku inflacja konsumencka w Polsce pozostaje powyżej dopuszczalnego przedziału odchyleń od celu inflacyjnego (1,5–3,5 proc.). W październiku 2022 roku doszła do poziomu 17,9 proc., najwyższego od 1996 roku. Tymczasem stopy procentowe NBP – a to od nich zależy oprocentowanie depozytów w bankach, ulubionej formy pomnażania oszczędności przez Polaków – zaczęły rosnąć dopiero w październiku 2021 roku, a przestały – przynajmniej na razie – rok później; na dwóch ostatnich posiedzeniach RPP utrzymała stopy procentowe bez zmian. W rezultacie referencyjna stopa NBP wynosi obecnie 6,75 proc., a to oznacza rekordową ujemną realną stopę procentową. Jest ona układem odniesienia dla oprocentowania bankowych depozytów. Obecnie rekordziści oferują na nich 8 proc. w skali roku, a i to są oferty ograniczone czasowo i kwotowo oraz obwarowane dodatkowymi warunkami (założenie konta, posiadanie konta, wpłata nowych środków).
– Podatek Belki to podatek od zysków kapitałowych. Pytanie, czy w obecnej sytuacji mamy do czynienia z zyskami kapitałowymi u przeciętnego Kowalskiego czy mikro-, małych i średnich przedsiębiorstw – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes dr Jarosław Klepacki z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. – W tej chwili mamy do czynienia tak naprawdę z podatkiem od straty i my od tej straty odprowadzamy jeszcze daninę do państwa. Pytanie, czy to ma w ogóle rację bytu. Te próby modyfikacji, które proponuje nam rząd, na pewno idą w dobrą stronę, bo to doprowadzi do pewnej normalizacji sytuacji, przynajmniej dla mniejszych przedsiębiorców. Natomiast w obecnej sytuacji jakiekolwiek obciążenia są dyskusyjne, szczególnie w obszarze rynku kapitałowego, bo nasz rynek nie jest w najlepszej kondycji.
Podatek od zysków kapitałowych (z inwestycji giełdowych i w funduszach, lokat bankowych czy dywidend), zwany potocznie podatkiem Belki, został wprowadzony w 2002 roku i przez cały ten czas wynosi 19 proc. W 2002 roku była to wysokość niższej stawki podatku PIT, który później jednak został kilkukrotnie obniżony (do 18 proc., następnie do 17 proc., a od połowy br. do 12 proc.). Dlatego też coraz częściej pojawiają się apele o jego zniesienie. W czerwcu br. z takim postulatem wystąpił do minister finansów rzecznik praw obywatelskich Marcin Więcek. Zdaniem Jarosława Klepackiego ten postulat ma małe szanse na realizację.
– Z perspektywy Kowalskiego czy szczególnie mikroprzedsiębiorstw likwidacja tego typu podatku byłaby na pewno ułatwieniem prowadzenia życia gospodarczego i procesów gospodarczych. Mamy oszczędności i widzielibyśmy, że coś z tych oszczędności nam jeszcze zostaje w postaci oprocentowania na lokacie. Myślę, że nie ma możliwości, żeby w tej chwili ten podatek zniknął, szczególnie jeżeli popatrzymy na kondycję budżetu w perspektywie roku 2023–2024 – ocenia ekspert Wydziału Zarządzania UW. – Większość krajów europejskich ma jednak podobne rozwiązania i to w przestrzeni znacznie wyższej niż w Polsce.
Z danych think tanku Tax Foundation wynika, że średnia wysokość podatku od zysków kapitałowych w 27 europejskich krajach OECD wynosi 19,4 proc. Polska ze stawką 19 proc. znajduje się poniżej tej średniej, co plasuje ją na 18. miejscu w tym gronie. Liderami zestawienia są Dania (42 proc.), Norwegia (35,2 proc.), Finlandia i Francja (po 34 proc.). Ranking zamykają z kolei Belgia, Czechy, Luksemburg, Słowenia, Szwajcaria i Turcja.
Ostatni pomysł rządu zakłada wzrost stawki do 20 proc. Jednocześnie ma jednak zostać wprowadzona kwota wolna od podatku – do 10 tys. zł. Satysfakcjonowałoby to zapewne drobnych ciułaczy kosztem zamożniejszych. Problem polega jednak na tym, że Polacy oszczędzają i inwestują coraz mniej, bo nie mają do tego motywacji – rynki akcji i obligacji przynoszą w ostatnim roku straty, co powoduje wycofywanie środków przez inwestorów z funduszy inwestycyjnych i rachunków maklerskich. Bezpieczne lokaty czy konta oszczędnościowe nie oferują więcej niż 8 proc. w skali roku. Wzrost tej stawki mógłby zachęcić Polaków do odkładania pieniędzy.
– Największym magnesem do oszczędzania byłby wzrost oprocentowania lokat bankowych do poziomów – nie powiem, że zrównanych z inflacją, bo dynamika wzrostu cen jest zbyt duża, ale na pewno znacznie wyższych niż obecnie. Na potwierdzenie moich słów wystarczy przeanalizowanie danych statystycznych – inflację mamy 17,9 proc., lokaty oprocentowane są na wysokości 7–8 proc. rok do roku, a Polacy mimo to bardzo chętnie trzymają pieniądze na rachunkach bankowych – tłumaczy dr Jarosław Klepacki. – To świadczy o tym, że my byśmy chcieli oszczędzać i byśmy odkładali znacznie więcej pieniędzy, gdyby to oprocentowanie było bardziej adekwatne. Jest to więc kwestia doprowadzenia do sytuacji, kiedy bankom będzie opłacało się dać wyższe oprocentowanie na klasycznych lokatach terminowych.
Ekspert wyjaśnia, że aby banki zaczęły podnosić oprocentowanie, powinna się zmniejszyć nadpłynność pieniądza na rynku spowodowana m.in. stymulacją w okresie lockdownów czy luźną polityką fiskalną, czyli transferami socjalnymi. Nadpłynność w sektorze bankowym powoduje, że banki nie mają powodu, by zabiegać o oszczędności klientów. Z danych Komisji Nadzoru Finansowego wynika, że jeszcze na koniec sierpnia br. zobowiązania (depozyty) sektora niefinansowego wynosiły 1,415 bln zł, podczas gdy należności (kredyty) 1,162 bln zł. To oznacza relację kredytów do depozytów niewiele ponad 80 proc. I choć sytuacja zaczyna się zmieniać, wciąż brakuje impulsu do tego, by instytucje finansowe zaoferowały firmom i osobom fizycznym wyższe odsetki od deponowanych oszczędności.
– Banki jeszcze całkiem niedawno miały nadpłynność finansową i nie zależało im na tym, żeby nowi klienci przynosili do nich pieniądze. Wprowadzały nawet opłaty za zbyt wysokie salda na rachunkach. Trzeba sytuację odwrócić, odessać ilość pieniądza z sektora bankowego i gospodarki realnej. Tutaj znowu kłania nam się bank centralny i decyzje w zakresie narzędzi, ale nie referencyjnej stopy procentowej, ale narzędzi dedykowanych sektorowi międzybankowemu – postuluje dr Jarosław Klepacki. – Bank centralny powinien zacząć działać tak, żeby bankom komercyjnym bardzo mocno opłacało się trzymać pieniądze na lokatach w banku centralnym i wtedy środków na rynku będzie mniej. Wtedy banki bardziej będą chciały pozyskać pieniądze od Kowalskiego z depozytów, dając automatycznie wyższe oprocentowanie.
Czytaj także
- 2024-03-27: Polacy obawiają się o swoje cyberbezpieczeństwo w obszarze finansów. Połowa odczuwa braki w wiedzy na ten temat
- 2024-03-12: Handel w internecie rzeczami używanymi, odnowionymi czy końcówkami serii przeżywa boom. Do 2030 roku będzie rosnąć nawet cztery razy szybciej niż klasyczny handel
- 2024-02-19: Po trudnym 2023 roku branża piwowarska oczekuje ożywienia na rynku piwa. Od kilku lat udział w sprzedaży zwiększa piwo bezalkoholowe
- 2024-02-16: Spór ze związkowcami w PKP Cargo daleki od rozstrzygnięcia. W marcu podobny scenariusz może czekać inne spółki kolejowe
- 2024-03-13: Niski poziom wiedzy finansowej powstrzymuje Polaków przed inwestowaniem na giełdzie. Ruszają zapisy na bezpłatne szkolenia dla tysiąca chętnych
- 2024-02-21: W lutym spodziewany jest projekt zmian w podatku Belki. Kwota wolna od tej daniny mogłaby być zachętą do inwestowania
- 2024-03-05: Polacy inwestują niechętnie i zachowawczo. W wielu wypadkach umiejętności nie dorównują wyobrażeniom o nich
- 2024-02-05: Polacy przechodzą przyspieszony kurs inwestowania, ale wciąż niewiele wiedzą o rynku kapitałowym. Wypadają pod tym względem gorzej niż Czesi i Słowacy
- 2024-02-08: Polscy przedsiębiorcy z optymizmem podchodzą do gospodarczych zapowiedzi rządu. Oczekują więcej wolności i stabilności prowadzenia biznesu
- 2024-02-09: Nieznaczne obniżki stóp procentowych możliwe w II połowie roku. Za stopniowymi cięciami przemawiają umacniający się złoty i zwalniająca inflacja
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii
Jedynka Newserii
Infrastruktura
Sektor ochrony zdrowia odpowiada za większe emisje CO2 niż lotnictwo. Zielone zmiany wymagają drastycznego przyspieszenia
Sektor ochrony zdrowia ponosi znaczące konsekwencje wynikające z rosnącej liczby ekstremalnych zjawisk klimatycznych, ale też poważnego zanieczyszczenia powietrza, a koszty z tym związane będą rosły. Z drugiej strony sam sektor też się przyczynia do zmian klimatycznych – odpowiada za 4 proc. emisji CO2, czym wyprzedza takie branże jak żegluga czy lotnictwo. O potrzebie przyspieszenia zielonych zmian w ochronie zdrowia coraz więcej się mówi, ale to wymaga konkretnych działań. Temu ma służyć powołana właśnie do życia Zielona Koalicja dla Zdrowia, w której uczestniczy prawie 30 podmiotów i której patronuje m.in. Narodowy Fundusz Zdrowia.
Ochrona środowiska
Nowa kadencja samorządów pod znakiem działań energetycznych i klimatycznych. 15 mld euro z UE może przyspieszyć zmiany w tym zakresie
Do wyborów samorządowych pozostał nieco ponad tydzień. Jak pokazuje nowy raport Fundacji Instytut na rzecz Ekorozwoju, na samorządowców nadchodzącej kadencji będzie czekać wiele wyzwań związanych z energetyką i polityką klimatyczną, które wynikają zarówno z regulacji UE, jak i oczekiwań społecznych. Jednak w praktyce możliwości aktywnego działania samorządów w tym obszarze są tak szerokie, jak umożliwiają im to regulacje prawne. – Tutaj pewnych rozwiązań po prostu nie ma albo są w dość dokuczliwy sposób szczegółowe i stwarzają samorządom duże trudności. Dlatego potrzebna jest interwencja rządu, żeby umożliwić samorządom aktywne działania – ocenia dr Wojciech Szymalski, prezes Fundacji Instytut na rzecz Ekorozwoju.
Prawo
Postęp technologiczny rewolucjonizuje pracę specjalistów ds. finansów. Stają się strategicznymi doradcami biznesu
Częste zmiany regulacyjne i postęp technologiczny wymuszają na specjalistach ds. finansów ciągłe nabywanie nowych kompetencji, doszkalanie i uaktualnianie swojej wiedzy. Ci, którzy potrafią się dostosować do szybkich zmian i wesprzeć swoimi umiejętnościami rozwój biznesu, mogą jednak liczyć na większe możliwości rozwoju kariery. – Finanse operują w świecie, który coraz szybciej się zmienia. To powoduje, że w przyszłości ludzie z obszaru finansów będą musieli poświęcać dużo więcej energii na to, żeby dotrzymać tempa – mówi Kuba Neneman, head of finance.ai, commercial data science manager w Shellu.
Partner serwisu
Szkolenia
Akademia Newserii
Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.