Newsy

Polacy to jeden z najbardziej zapracowanych narodów świata. Liczba przepracowanych godzin nie idzie jednak w parze z efektywnością

2018-06-05  |  06:10

Pracujemy coraz więcej, głównie w nadziei na podwyżkę i awans. Im dłużej siedzimy w pracy, tym mniej jesteśmy jednak efektywni. Zdecydowana większość pracowników może efektywnie pełnić obowiązki zawodowe przez 6–7 godzin dziennie. Rozwiązaniem może być więc skrócenie czasu pracy ze standardowych 8 godzin. To istotne zwłaszcza dla młodego pokolenia, które stawia na równowagę między życiem zawodowym a prywatnym. Skrócenie dnia pracy może się nie sprawdzić we wszystkich branżach, ale tam, gdzie liczy się efektywność, może okazać się strzałem w dziesiątkę.

– W Social Tigers sześciogodzinny dzień pracy funkcjonuje już 1,5 roku. Trzeba przyznać, że jest to rozwiązanie, które na pierwszy rzut oka może się wydawać idylliczne, ale rzeczywistość jest dużo bardziej skomplikowana. To rozwiązanie, które wymaga bardzo dobrej organizacji pracy i powoduje, że więcej rzeczy trzeba zrobić w krótszym czasie, więc na pewno nie jest to rozwiązanie dla każdego – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Franciszek Georgiew, założyciel agencji marketingowej Social Tigers.

O skróceniu czasu pracy marzy większość z nas. Zwłaszcza że Polacy to jeden z najbardziej zapracowanych narodów świata. Jak wynika ze statystyk Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD), w 2017 roku statystyczny Polak przepracował średnio 1928 godzin. Dłużej od nas pracowali tylko Chilijczycy, Rosjanie, Grecy, Koreańczycy, Kostarykańczycy i Meksykanie, a najmniej, bo 1363 godziny, Niemcy. Liczba przepracowanych godzin nie idzie jednak w parze z efektywnością. Badania potwierdzają, że niewiele osób jest w stanie przez 8 godzin skupić się na pracy. Najczęściej pracujemy efektywnie tylko przez 6–7 godzin.

– Decyzję o wprowadzeniu sześciogodzinnego dnia pracy podjąłem ze względu na to, że w branży reklamowej i tak jest często konieczność robienia nadgodzin, więc potrzeba elastycznych godzin pracy. Dlatego jeśli nie musimy siedzieć w biurze, bo nie ma nic do roboty, to nie siedźmy w nim, a zachowajmy te siły na moment, kiedy jest to naprawdę potrzebne. Z perspektywy pracodawcy na pewno mamy do czynienia z jednym bardzo ważnym wyzwaniem – jest to lepsza organizacja pracy – tłumaczy Franciszek Georgiew.

Próby skrócenia czasu pracy trwają od lat. W 2000 roku Francja wprowadziła 35-godzinny tydzień pracy. Z kolei w 2014 roku w Szwecji prowadzono eksperyment, w ramach którego część pielęgniarek miała pracować krócej i za te same pieniądze, co pozostałe osoby. Jego wyniki wskazywały, że krótszy dzień oznaczał rzadsze zwolnienia lekarskie i lepsze podejście do pracy.

W Polsce wciąż jeszcze powszechne jest przekonanie, że dobry pracownik to ten, który siedzi przy biurku sumiennie 8 godzin. Pracodawcy rzadko sprawdzają faktyczną efektywność. Tymczasem w branżach, gdzie liczą się przede wszystkim efekty, a niekoniecznie poświęcony czas, skrócenie tygodnia pracy może mieć pozytywne skutki.

– Z perspektywy pracownika na pewno mamy do czynienia z większą przestrzenią po godzinach, którą możemy wykorzystać na realizację swoich prywatnych projektów, ambicji czy zainteresowań. Oprócz tego na pewno zwiększa się więź tej osoby z pracą, czujemy się bardziej zaangażowani w to, co robimy, z racji tego, że czujemy większą wolność – wskazuje założyciel Social Tigers.

Raport Deloitte „Pierwsze kroki na rynku pracy 2018” wskazuje, że najważniejszym czynnikiem przy wyborze miejsca pracy są oprócz możliwości rozwoju, dobra atmosfera w pracy i relacje z innymi. Milenialsi nie chcą stawiać pracy na pierwszym miejscu, zależy im na zachowaniu równowagi między życiem zawodowym a prywatnym. W przeciwieństwie do wcześniejszych pokoleń nie stawiają pracy na pierwszym miejscu i unikają nadgodzin. Dla nich skrócony czas pracy jest idealnym rozwiązaniem.

– Moim zdaniem są dwie główne zalety sześciogodzinnego dnia pracy. To większe zaangażowanie pracowników i efektywność na godzinę pracy. Druga sprawa, że zmusza to firmę do wprowadzania wielu innowacyjnych rozwiązań przy organizacji pracy, dzięki czemu proces profesjonalizacji firmy może bardzo mocno przyspieszyć. Wśród słabszych stron tego rozwiązania wymieniłbym większy stres, ponieważ liczba obowiązków nagle się przez to nie zmniejsza. Dlatego uważam, że nie jest to rozwiązanie dla każdej branży – ocenia Franciszek Georgiew.

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Konkurs Polskie Branży PR

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Ochrona środowiska

Zmiany w ustawie wiatrakowej przełożą się na dodatkowe wpływy do budżetów gmin. Do 2030 roku sięgnąć mogą one 935 mln zł

Nowelizacja ustawy wiatrakowej, a szczególnie zmniejszenie wymaganej odległości farm od zabudowań, może zwiększyć potencjał polskiej energetyki wiatrowej do 2040 roku nawet dwukrotnie. Przychody z podatków od takich instalacji mogą wynieść w każdej z gmin nawet kilka milionów złotych rocznie. Na turbinach wiatrowych w gminie zyskają również sami mieszkańcy, ponieważ 10 proc. łącznej mocy zainstalowanej będzie możliwe do objęcia przez mieszkańców na zasadzie tzw. wirtualnego prosumenta. – Wokół energetyki wiatrowej krąży jednak wiele mitów. Konieczna jest edukacja społeczeństwa – podkreśla Anna Kosińska z Res Global Investment.

Problemy społeczne

Ukraińscy uchodźcy w Polsce mają coraz lepszy dostęp do opieki zdrowotnej. Większość z nich zgłasza się do lekarza z chorobami ostrymi

Uchodźcy z Ukrainy, którzy przebywają w Polsce, mają coraz lepszy dostęp do polskiego systemu opieki zdrowotnej i coraz lepiej rozumieją, jak się w nim poruszać. Większość z nich zgłasza się do lekarza z chorobami ostrymi, blisko co piąty korzysta z usług stomatologicznych, a wśród dzieci obserwowany jest wzrost poziomu wyszczepienia. Statystyki zebrane przez GUS i Światową Organizację Zdrowia pokazują też, że wyzwania, z którymi wciąż się mierzą – jak długie kolejki do specjalistów, duże koszty konsultacji i leczenia czy wysokie ceny leków – pokrywają się z tymi, z którymi boryka się również polskie społeczeństwo.

Ochrona środowiska

Średnie i małe firmy mogą mieć problem z gromadzeniem danych do raportów zrównoważonego rozwoju. Bez nich grozi im utrata partnerów biznesowych

Duże podmioty już w 2025 roku będą musiały opublikować swoje raporty zrównoważonego rozwoju w zgodzie z wymogami unijnej dyrektywy CSDR. To pociągnie za sobą zmiany w całym łańcuchu wartości i wpłynie również na MŚP. Ich więksi partnerzy biznesowi zaczną bowiem wymagać od nich dostarczania określonych danych – dotyczących m.in. ich emisji gazów cieplarnianych i wpływu na środowisko – aby móc je uwzględnić w swoich sprawozdaniach. – Mniejsze firmy, które są partnerami czy podwykonawcami dużych koncernów, będą musiały ten wymóg spełnić – podkreśla Dariusz Brzeziński z Meritoros. Jego zdaniem w praktyce mogą jednak mieć z tym duży problem.

Partner serwisu

Instytut Monitorowania Mediów

Szkolenia

Akademia Newserii

Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a  także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.