Newsy

Polacy boją się kleszczy i przenoszonych przez nie chorób. To ostatni moment, aby zaszczepić się przed wakacjami

2019-05-28  |  06:10
Mówi:​dr inż. Anna Wierzbicka, biolog, leśnik, UP w Poznaniu

dr hab. n. med. Ernest Kuchar, Klinika Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym, WUM

prof. dr hab. n. med. Joanna Zajkowska, Klinika Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji, UM w Białymstoku

Funkcja:
  • MP4
  • Co trzeci Polak boi się kleszczy, a 25 proc. z tego powodu rezygnuje ze spacerów po lesie czy parku. Łagodniejszy klimat i wyższe temperatury sprawiają, że kleszcze pojawiają się w nowych miejscach, występują praktycznie na każdym terenie zielonym. Wraz ze wzrostem przypadków ukłuć przez kleszcze rośnie także liczba zachorowań na boreliozę czy bardzo niebezpieczne kleszczowe zapalenie mózgu. To dobry moment, żeby przed wakacyjnymi wyjazdami zaszczepić się przeciwko tej chorobie.

    – U części Polaków strach przed kleszczami powoduje rzadsze wychodzenie na powietrze, niekorzystanie ze spacerów w lesie czy z parków. Czasami ten strach przybiera takie formy, że dzieci, które przyjeżdżają na zajęcia do lasu, nie chcą wyjść z autobusu. 1/4 badanych tak bardzo boi się kleszczy i chorób odkleszczowych, że nie wychodzi z dziećmi na dwór – wskazuje w rozmowie z agencją informacyjną Newseria Biznes dr inż. Anna Wierzbicka, zoolog, biolog, leśnik z Uniwersytetu Przyrodniczego w Poznaniu.

    Kleszcze są aktywne od temperatury ok. +5 st. C, czyli mogą nas zaatakować od wczesnej wiosny aż do późnej jesieni. Jednak szczególnie narażeni na ukłucie przez te pajęczaki jesteśmy latem, kiedy podczas wakacyjnego wypoczynku spędzamy dużo czasu na świeżym powietrzu.

    – Kleszcze czekają na swoje ofiary w trawach, paprociach czy niskich krzakach i drzewach. Nie wchodzą na wysokości wyższe niż półtora metra. Czekają, aż obok nich przejdzie coś, co ich zdaniem pachnie smakowicie i jest wystarczająco ciepłe. Wówczas przechodzą na swoje ofiary – tłumaczy Anna Wierzbicka.

    – Te krwiożercze pasożyty coraz liczniej zamieszkują wszystkie tereny zielone, czyli łąki, krzaki, parki, lasy, a zwłaszcza pogranicza, czyli np. tereny między lasem a łąką. Tam kleszczy jest najwięcej. Czają się pod źdźbłami traw – wyjaśnia dr hab. n. med. Ernest Kuchar, kierownik Kliniki Pediatrii z Oddziałem Obserwacyjnym Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

    Kleszcze są czułe na bodźce cieplne oraz zapachowe, głównie zapach kwasu mlekowego obecnego w pocie człowieka. W ich ślinie znajdują się środki znieczulające, ukłucie jest więc bezbolesne, a samego kleszcza łatwo nie zauważyć.

    Kleszcze doskonale radzą sobie nie tylko poza miastami. Żyją w dużych śródmiejskich lasach, ale też parkach czy przydomowych ogródkach. Ryzyko dotyczy więc wszystkich osób, które spędzają czas na łonie natury. Jest to szczególnie ważne w kontekście planowanych wyjazdów wakacyjnych.

     Nigdy nie mamy gwarancji, że kleszczy w danym miejscu nie ma. Nawet jeżeli parki poddawane są opryskom, to po jakimś czasie kleszcze przenoszone przez myszy, ptaki, gady wracają do nich z powrotem. W zasadzie każda aktywność na terenie zielonym wiąże się z ryzykiem narażenia na kleszcze –przekonuje dr hab. n. med. Ernest Kuchar.

    Przed ukłuciem kleszcza nie można się skutecznie ochronić. W przypadku aktywności na terenach zielonych wskazane jest odpowiednie ubranie, zakrywające całe ciało i w jasnych kolorach, a także stosowanie repelentów, czyli środków odstraszających kleszcze. Jednak nie daje to 100-proc. ochrony.

    Większa populacja kleszczy oznacza wzrost liczby zachorowań na boreliozę i przede wszystkim na groźne kleszczowe zapalenie mózgu. Obecnie nawet 15 proc. kleszczy może być nosicielami wirusa, który prowadzi do kleszczowego zapalenia mózgu.

     Wirus KZM jest wprowadzany już w momencie ukłucia przez kleszcza, bo znajduje się w jego ślinie. Przerwana zostaje pierwsza ochrona w postaci ciągłości skóry. Na tym etapie zakażenie może być wyeliminowane, jeżeli mamy dobrą odporność. Jeżeli jednak nasz organizm sobie z tym nie poradzi, może dojść do zachorowania w postaci objawów grypopodobnych – wskazuje prof. dr hab. n. med. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku.

    U ponad połowy zakażonych (58 proc.) przebycie choroby wiąże się jednak z poważnymi powikłaniami – zapalenie mózgu i rdzenia kręgowego, porażeniem czy niedowładem. Mogą się też pojawić zaburzenia natury psychicznej. 

    Jeżeli wirus dostanie się do ośrodkowego układu nerwowego, zaczynają się najcięższe postaci choroby. Może to być zapalenie opon mózgowych, zapalenie mózgu i rdzenia, zapalenie korzeni nerwowych. Wariantów jest wiele, a część z nich stanowi zagrożenie dla życia – tłumaczy prof. Joanna Zajkowska.

    Współczesna medycyna nie znalazła jeszcze leku na KZM, a stosowane leczenie jest tylko objawowe. Można się jednak chronić przed zakażeniem poprzez szczepienia. Ich wykonanie zaleca się wiosną, kiedy kleszcze zaczynają żerować, ale można to również zrobić później. Odporność nabywa się po mniej więcej dwóch tygodniach od ich przyjęcia. Przełom maja i czerwca jest więc ostatnim momentem na zaszczepienie się przed sezonem urlopowym. 

    W 2017 roku zachorowania odnotowano w 12 województwach, najwięcej w południowej i północno-wschodniej części kraju. Co roku zgłasza się od 200 do 300 przypadków zachorowań na KZM, jednak zdaniem ekspertów ich liczba jest znacznie niedoszacowana.

    – W Polsce monitorowanie chorób odkleszczowych ma charakter bierny, czyli wiemy o chorobie dopiero wtedy, kiedy ktoś ją zgłosi. W takiej sytuacji zgłaszany jest tylko niewielki odsetek – około 10 proc. spośród wszystkich – mówi dr hab. n. med. Ernest Kuchar.

    Zakażeń jest więcej. To zjawisko obserwowane nie tylko w Polsce, lecz także w krajach, gdzie kleszczowe zapalenie mózgu występuje z dużą intensywnością. To kraje nadbałtyckie, Niemcy, Austria, Słowacja i Czechy – wymienia prof. Joanna Zajkowska.

    W Polsce świadomość na temat KZM wciąż nie jest wystarczająca. Z badania przeprowadzonego w ramach kampanii „Nie igraj z kleszczem” wynika, że co trzecia osoba nigdy nie słyszała o KZM. Wśród badanych, którzy mają wiedzę na temat tej choroby, co trzeci błędnie twierdzi, że można się przed nią ochronić antybiotykoterapią. Dwie trzecie wie, że skuteczne są tylko szczepienia ochronne.

    Czytaj także

    Kalendarium

    Więcej ważnych informacji

    Newseria na XVI Europejskim Kongresie Gospodarczym

    Jedynka Newserii

    Jedynka Newserii

    Finanse

    Zwolnienia lekarskie w prywatnej opiece medycznej są ponad dwa razy krótsze niż w publicznej. Oszczędności dla gospodarki to ok. 25 mld zł

    Stan zdrowia pracujących Polaków wpływa nie tylko na konkurencyjność firm i koszty ponoszone przez pracodawców, ale i na całą gospodarkę. Jednak zapewnienie dostępu do szybkiej i efektywnej opieki zdrowotnej może te koszty znacząco zmniejszyć. Podczas gdy średnia długość zwolnienia lekarskiego w publicznym systemie ochrony zdrowia wynosi 10 dni, w przypadku opieki prywatnej to już tylko 4,5 dnia – wynika z badania Medicover. Kilkukrotnie niższe są też koszty generowane przez poszczególne jednostki chorobowe, co pokazuje wyraźną przewagę prywatnej opieki. Zapewnienie dostępu do niej może ograniczyć ponoszone przez pracodawców koszty związane z prezenteizmem i absencjami chorobowymi w wysokości nawet 1,5 tys. zł na pracownika.

    Ochrona środowiska

    Trwają prace nad szczegółami ścisłej ochrony 20 proc. lasów. Prawie gotowy jest także projekt ws. kontroli społecznej nad lasami

    Postulat ochrony najcenniejszych lasów w Polsce znalazł się zarówno w „100 konkretach na pierwsze 100 dni rządów”, jak i w umowie koalicyjnej zawartej po wyborach 15 października 2023 roku. W wyznaczonym terminie nie udało się dotrzymać wyborczej obietnicy, ale prace nad nowymi regulacjami przyspieszają. Wśród priorytetów jest objęcie ochroną 20 proc. lasów najbardziej cennych przyrodniczo i ustanowienie kontroli społecznej nad lasami. Ministerstwo Klimatu i Środowiska konsultuje swoje pomysły z przedstawicielami różnych stron, m.in. z leśnikami, ekologami, branżą drzewną i samorządami.

    Motoryzacja

    Dwie duże marki chińskich samochodów w tym roku trafią do sprzedaży w Polsce. Są w stanie konkurować jakością z europejskimi producentami aut

    Według danych IBRM Samar w Polsce w pierwszych dwóch miesiącach 2024 roku zarejestrowano 533 auta chińskich producentów. Jednak niedługo mogą się one pojawiać na polskich drogach znacznie częściej, ponieważ swoją obecność na tutejszym rynku zapowiedziało już kilku kolejnych producentów z Państwa Środka. Chińskich samochodów, przede wszystkim elektryków, coraz więcej sprzedaje się również w Europie. Prognozy zakładają, że ich udział w europejskim rynku do 2025 roku ma zostać niemal podwojony. – Jakość produktów dostarczanych przez chińskich producentów jest dzisiaj zdecydowanie lepsza i dlatego one z powodzeniem konkurują z producentami europejskimi – mówi Wojciech Drzewiecki, prezes IBRM Samar.

    Partner serwisu

    Instytut Monitorowania Mediów

    Szkolenia

    Akademia Newserii

    Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a  także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.