Newsy

Chiny w dużej mierze korzystają na wojnie Rosji z Ukrainą. Po raz pierwszy polityka Pekinu została określona jako wyzwanie w strategii NATO

2022-07-06  |  06:20
Mówi:Radosław Pyffel
Funkcja:ekspert w dziedzinie polityki zagranicznej i Chin
Firma:Instytut Sobieskiego
  • MP4
  • – Chiny rozsiadły się na wzgórzu, obserwując walczące tygrysy. Starają się wygrać ten konflikt na swoją korzyść. Przejmują aktywa w rosyjskich firmach, kupują tańsze surowce, ale starają się ograniczyć pomoc dla Rosji, żeby nie ściągnąć na siebie sankcji – mówi Radosław Pyffel, ekspert Instytutu Sobieskiego. Jak ocenia, Chinom odpowiada także destabilizacja Zachodu i USA, co wzmacnia pozycję światową Pekinu. Tym bardziej że całe ryzyko tej destabilizacji bierze na siebie Rosja.  To wszystko irytuje stronę amerykańską – wskazuje ekspert. Po raz pierwszy w koncepcji strategicznej NATO znalazło się odniesienie do chińskiej polityki, określanej jako wyzwanie dla państw członkowskich sojuszu.

    Chiny wspierają Rosję, jeśli chodzi o jej spojrzenie na konflikt w Ukrainie. Chińskie media i władze często mówią, że do tego konfliktu doprowadziły dwie strony, że NATO także jest temu winne i że Rosja miała pewne powody do tego, aby interweniować. To jest wsparcie retoryczne, natomiast Chiny nie wychodzą poza tę formułę dyplomatycznych oświadczeń. Nie dostarczają żadnej konkretnej pomocy ani materiałowej, ani finansowej, tym bardziej nie ma wsparcia militarnego czy specjalnego wsparcia gospodarczego – mówi agencji Newseria Biznes Radosław Pyffel, ekspert Instytutu Sobieskiego i autor książki „Biznes w Chinach”.

    Chiny wspierają politycznie Rosję od początku jej inwazji na Ukrainę. Wstrzymały się od głosu podczas dwóch głosowań w ONZ nad rezolucjami potępiającymi Rosję, głosowały też przeciwko usunięciu jej z Rady Praw Człowieka ONZ. Jednocześnie chińskie media prezentują treści zbieżne z rosyjską propagandą, wyrażając wątpliwości dotyczące m.in. odpowiedzialności Rosji za zbrodnie na ludności cywilnej, a chiński rząd podkreśla wagę współpracy z Rosją m.in. poprzez spotkania na szczeblu dyplomatycznym.

    – Jest jednak bardzo mało prawdopodobne, żeby Chiny włączyły się w jakąś bezpośrednią pomoc Rosji, dlatego że w ich interesie jest dokładnie to, co Rosja robi teraz – czyli destabilizuje sytuację na świecie, osłabia hegemonię Stanów Zjednoczonych, biorąc całe ryzyko na siebie. Chiny nie chcą tego ryzyka, wolą, żeby tę robotę wykonywała za nie Rosja i to najlepiej jeszcze bez większego wsparcia ze strony Chin – mówi Radosław Pyffel. – Uważam, że tak długo, jak się da, Chiny będą starały się utrzymać sytuację taką, jaka jest obecnie. Rozsiadły się na wzgórzu, obserwując walczące tygrysy. Starają się wygrać ten konflikt na swoją korzyść.

    Po wybuchu wojny większość chińskich firm pozostała obecna na rosyjskim rynku, choć niektóre z nich ograniczyły skalę działalności. Chiny negują też skuteczność sankcji gospodarczych nałożonych na Rosję jako instrumentu mającego się przyczynić do szybszego zakończenia wojny. Respektują je jednak, obawiając się, że w innym wypadku same mogłyby stać się przedmiotem wtórnych sankcji nałożonych przez Zachód. To zaś pogłębiłoby już istniejące w nich problemy gospodarcze związane z pandemią COVID-19.

     Chiny respektują sankcje nałożone na Rosję, ale z drugiej strony znajdują też wiele sposobów na to, żeby te sankcje omijać. Podobnie zresztą jak wiele innych krajów Europy Zachodniej, które też szukają takich możliwości – mówi ekspert ds. Azji. – Nawet gdyby cały Zachód wprowadził sankcje na Rosję, to ma ona jeszcze alternatywy w postaci Indii, Chin, krajów Zatoki Perskiej. Ta rozgrywka toczy się więc nie tylko na linii Zachód–Rosja, pamiętajmy o tych wschodzących mocarstwach pozaeuropejskich. To są olbrzymie gospodarki, które cały czas zapewniają Rosji dopływ tlenu poprzez zakupy surowców.

    Analitycy zauważają, że Chiny od lat budują swoją politykę na koncepcji rywalizacji z USA. Jest ona spójna z polityką Federacji Rosyjskiej, która również dąży do ograniczenia globalnych wpływów Stanów Zjednoczonych. Dlatego też oba kraje odpowiedzialnością za konflikt obarczają NATO i USA.

    – Chiny się zabarykadowały, od dwóch lat grają na przeczekanie pandemii i wszystkich kryzysów. Mają niezłe wyniki gospodarcze. Dodatkowo Rosja destabilizuje światowy porządek, prowadząc do multipolarnego ładu – już nie z jednym hegemonem w postaci USA, co jest Chinom na rękę. Zwłaszcza że Rosja bierze na siebie cały koszt i ryzyko. Natomiast Chiny korzystają na tym politycznie i gospodarczo, kupując tańsze surowce czy przejmując aktywa w rosyjskich firmach, które są odstępowane przez zachodnie firmy. Korzyści dla Chin jest wiele, co irytuje stronę amerykańską, która postrzega Chiny jako główne zagrożenie dla światowego porządku. Zobaczymy, co z tego dalej wyniknie. Natomiast nie ulega wątpliwości, że konflikt w Ukrainie jest raczej konfliktem lokalnym. Najważniejszy konflikt współczesnego świata to właśnie Chiny – USA – mówi Radosław Pyffel.

    Sekretarz stanu USA Antony Blinken pod koniec maja br. przedstawił nowe założenia polityki Stanów Zjednoczonych wobec Chin, określając politykę tego państwa najważniejszym wyzwaniem dla światowego ładu. Odpowiedzią na nie ma być współpraca z sojusznikami i partnerami z Europy i Azji oraz wzmacnianie konkurencyjności amerykańskiej gospodarki.

    W nowej strategii NATO, przyjętej podczas ubiegłotygodniowego szczytu w Madrycie, wprawdzie to Rosja została uznana za najpoważniejsze zagrożenie dla bezpieczeństwa państw członkowskich sojuszu, ale po raz pierwszy znalazło się w niej także odniesienie do Chin. Sekretarz generalny NATO Jens Stoltenberg podkreślił, że Chiny nie są przeciwnikiem sojuszu, ale wyzwaniem dla interesów, bezpieczeństwa i wartości państw członkowskich. Niepokojące jest także pogłębiające się strategiczne partnerstwo między Moskwą a Pekinem. W cytowanej przez „Financial Times” reakcji Chin nazwano strategię NATO pełną zimnowojennego myślenia i ideologicznych uprzedzeń, która atakuje i oczernia Chiny. 

    Czytaj także

    Kalendarium

    Więcej ważnych informacji

    Jedynka Newserii

    Jedynka Newserii

    Handel

    Warto sprawdzić, czy śledź kupowany na wigilijny stół ma certyfikat zrównoważonych połowów. Sytuacja tego gatunku dramatycznie się pogarsza

     Nie wyobrażamy sobie świąt Bożego Narodzenia bez śledzia na wigilijnym stole, ale dobrze pomyśleć nie tylko o swoich przyzwyczajeniach kulinarnych, ale również o tym, jak nasze wybory konsumenckie wpływają na stan środowiska, mórz i oceanów – mówi Marta Kalinowska z Marine Stewardship Council. Wybierając rybę na świąteczny stół, warto sprawdzić, czy pochodzi ona ze zrównoważonych połowów, co poświadcza certyfikat MSC. Wskutek nadmiernych połowów sytuacja gatunku śledzia się pogarsza, a brak odpowiednich decyzji w zakresie zarządzania rybołówstwem spowodował, że ważne dla polskich przetwórców łowiska śledzi straciły certyfikaty MSC. – Jeżeli nie wiemy skąd śledź pochodzi, dobrze by było jednak zmienić przyzwyczajenia i wybrać inny gatunek – mówi Marta Kalinowska.

    Prawo

    Zmiany unijnych traktatów będą największą reformą ustrojową w dotychczasowej historii Wspólnoty. Jednak do tego jeszcze bardzo długa droga

    Zmiany w dwóch kluczowych unijnych traktatach to temat, który od kilku tygodni budzi w Polsce kontrowersje, nie tylko wśród polityków. Parlament Europejski zaproponował w nich m.in., żeby więcej decyzji było podejmowanych większością głosów bez wymogu jednomyślności. Chce też przesunąć część obszarów do współdzielonych albo wyłącznych kompetencji UE i zmienić model funkcjonowania Komisji Europejskiej. Wprowadzenie tych zmian oznaczałoby radykalne reformy ustrojowe w Unii Europejskiej, bez precedensu w jej dotychczasowej historii. Jednak do tego jeszcze bardzo długa droga, wymagająca jednomyślnej zgody wszystkich Wspólnoty, a tej na razie nie ma. Nie ma jednak wątpliwości, że zmiany w funkcjonowaniu UE są potrzebne, choćby ze względu na jej planowane rozszerzenie.

    Nauka

    Ruchy tektoniczne w ciągu 250 mln lat doprowadzą do ekstremalnego wzrostu temperatury. Większość ssaków wyginie, a los człowieka zależy od rozwoju technologii

    Za 250 mln lat na Ziemi powstanie jeden ogromny, pustynny superkontynent, na którym panować będą skrajnie wysokie temperatury, a ilość dwutlenku węgla w atmosferze może być dwukrotnie większa niż obecnie. Takie wnioski płyną z symulacji przeprowadzonej przez naukowców z Uniwersytetu Bristolskiego. Dla większości ssaków będzie to oznaczać zagładę. Łatwiej do zmiany temperatur przystosują się natomiast gady. To, czy ludzkość przetrwa, ma zależeć od tego, na jakim etapie rozwoju będzie wtedy cywilizacja.

    Partner serwisu

    Instytut Monitorowania Mediów

    Szkolenia

    Akademia Newserii

    Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a  także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.