Newsy

Japonia zaczęła spuszczać do oceanu wodę z uszkodzonej elektrowni w Fukushimie. Według ekspertów nie ma jednak zagrożenia dla ludzi i środowiska

2023-08-28  |  06:26

Japonia po ponad dekadzie od awarii elektrowni atomowej Fukushima zaczęła spuszczać do oceanu skażoną wodę, która była używana do chłodzenia prętów paliwowych. Wcześniej została jednak oczyszczona ze wszystkich pierwiastków promieniotwórczych za wyjątkiem trudnego do zneutralizowania trytu. – Jego zawartość w tej wodzie jest niewielka, nie stanowi żadnego zagrożenia dla ludzi i środowiska – mówi Adam Rajewski z Nuclear.pl. Zrzut wody do Pacyfiku jest nadzorowany przez Międzynarodową Agencję Energii Atomowej, a Japonia zapewnia, że nie skazi oceanu, ale sceptycyzm wyrażają jej sąsiedzi, przede wszystkim Chiny, które już zakazały importu japońskich produktów morskich.

Zrzut wody z elektrowni w Fukushimie do oceanu rozpoczął się 24 sierpnia br. Odpowiedzialna za tę operację firma Tokyo Electric Power (Tepco) i rząd w Tokio, który wcześniej konsultował się m.in. z Międzynarodową Agencją Energii Atomowej (MAEA) i uzyskał jej aprobatę, zapewniają, że woda jest bezpieczna i nie skazi oceanu. Wcześniej została bowiem oczyszczona z prawie wszystkich radioaktywnych pierwiastków. Wyjątkiem jest tryt, czyli trudny do zneutralizowania izotop wodoru, uważany jednak za najmniej toksyczny produkt uboczny energii atomowej.

– Kwestia zrzutu wody zawierającej tryt, która powstała po awarii elektrowni jądrowej w Fukushimie, jest w ostatnich dniach gorącym tematem i wzbudza dużo emocji zarówno na szczeblu lokalnym, jak i międzynarodowym. Jednak z punktu widzenia radiologicznego zrzut tej wody nie stanowi żadnego zagrożenia i wedle dostępnej wiedzy naukowej nie może spowodować żadnych mierzalnych skutków zdrowotnych chociażby dla fauny morskiej. Ilość trytu, która jest zawarta w tej wodzie, jest po prostu zbyt mała, żeby powstało jakiekolwiek zagrożenie – mówi agencji Newseria Biznes Adam Rajewski, wiceprezes Fundacji Nuclear.pl.

Według ekspertów jego stężenie w wodzie z elektrowni jest bardzo niewielkie (poniżej 1500 bekereli –Bq – na litr, dla porównania wytyczne WHO dla wody pitnej to poniżej 10 tys. Bq na litr) i nie stanowi zagrożenia dla środowiska naturalnego. Na wszelki wypadek Tepco uwalnia wodę z elektrowni w małych objętościach i stale monitoruje jakość wody w oceanie, a całej operacji przyglądają się przedstawiciele MAEA.

– Czasem jednak argumenty naukowe nie są jedynymi, jakie mają znaczenie, bo nawet jeżeli nauka dość jednoznacznie mówi, że nie jest to groźne, to percepcja społeczna może być nieco inna. A to z kolei może mieć realne, wymierne skutki gospodarcze, bo jeżeli ludzie uwierzą, że ta woda może być dla nich groźna, że ryby wyłowione z tej wody mogą być dla nich groźne, to może rodzić określone skutki dla ludności, która żyje w tamtym regionie i np. utrzymuje się z rybołówstwa – podkreśla Adam Rajewski. – Co z tego, że nauka powie, że ta woda jest absolutnie bezpieczna, jeżeli konsument na wszelki wypadek będzie wolał nie jeść ryby złowionej w tamtym rejonie. To jest realny problem społeczno-polityczny, który wymaga rozwiązania, ale nie ma nic wspólnego z realnym zagrożeniem radiologicznym.

Rząd w Tokio zadeklarował, że zapewni rybakom i firmom wsparcie w sytuacji, w której mieliby problemy ze sprzedażą złowionych ryb i owoców morza. Obawy dotyczące zrzutów wody z elektrowni w Fukushimie do oceanu mają jednak nie tylko lokalni mieszkańcy i ekolodzy. Protestują również Chiny, które wydały w tej sprawie oficjalne oświadczenie i określiły działania Japonii jako „nieodpowiedzialne i samolubne”. Wprowadziły także zakaz importu ryb i owoców morza z Japonii. Protestują także aktywiści z Korei Południowej, którzy w ubiegłym tygodniu próbowali się dostać do japońskiej ambasady w Seulu i zostali zatrzymani przez policję.

– Ta kwestia stała się przedmiotem sporu międzynarodowego między Chinami a Japonią, ale tło tego sporu zapewne nie ma wiele wspólnego z wodą, to jest tylko jedna z odsłon polityki międzynarodowej – ocenia ekspert Fundacji Nuclear.pl.

Awaria elektrowni atomowej Fukushima Daiichi miała miejsce w marcu 2011 roku i była spowodowana przez trzęsienie ziemi we wschodniej Japonii i powstałe w jego następstwie tsunami, największe zarejestrowane w historii Japonii, które nawiedziło północno-wschodnie wybrzeże kraju. Fale osiągały wysokość ponad 10 m. Doszło wówczas do awarii systemu zasilania, chłodzenia, stopienia się prętów paliwowych i znacznej emisji substancji promieniotwórczych. Woda, która była używana do chłodzenia prętów paliwowych, uległa skażeniu, a operator elektrowni składował ją w zbiornikach o objętości ok. 1,37 mln m3. Wystarczyłyby one do zapełnienia około 500 basenów olimpijskich.

– Tego typu zrzutów wcześniej nie było, to jest sytuacja, która wynika z bardzo specyficznego przebiegu awarii w Fukushimie. Jakakolwiek woda, jaka jest zrzucana normalnie podczas pracy elektrowni jądrowej do zbiorników powierzchniowych, to nie jest woda skażona nawet w tak nieistotny sposób jak tam. To jest woda, która generalnie nie ma nic wspólnego z wodą przepływającą przez reaktor – podkreśla Adam Rajewski.

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Prawo

Polityka

Wynik wyborów prezydenckich w USA zależeć będzie od kilku stanów. Jest ryzyko nieuznania przegranej jednej ze stron, zwłaszcza przez Donalda Trumpa

Kończy się kampania prezydencka w Stanach Zjednoczonych, obfitująca w historyczne wydarzenia. Symbolicznie wybory rozstrzygną się we wtorek 5 listopada, ale ostateczną decyzję podejmie Kolegium Elektorów dopiero w grudniu. O wyniku zadecydują głosy w tzw. stanach wahających się, czyli niepopierających tradycyjnie demokratów ani republikanów. Najnowszy sondaż wskazuje na minimalną przewagę Kamali Harris w większości tych okręgów. Istnieje ryzyko, że Donald Trump nie uzna niekorzystnego dla siebie wyniku wyborów, jak było to cztery lata temu.

Konsument

Sztuczna inteligencja wzbudza w Polakach głównie ciekawość i obawy. Ponad połowa widzi w niej zagrożenie

Prawie połowa Polaków twierdzi, że myśląc o sztucznej inteligencji, odczuwa zaciekawienie, ale aż 39 proc. przyznaje, że są to głównie obawy. Dotyczą one niewłaściwego wykorzystania SI, utraty kontroli nad nią i marginalizacji roli człowieka na rynku pracy. Na razie jednak tylko 11 proc. badanych używa narzędzi opartych na sztucznej inteligencji w swojej pracy. Chociaż rozwiązania te zyskują zwolenników, to wciąż duża grupa pracowników nie wie, w jaki sposób mogłyby one wspomóc ich w obowiązkach zawodowych – wskazuje badanie „Polacy o AI. Codzienność, nadzieje, obawy”.

Partner serwisu

Instytut Monitorowania Mediów

Szkolenia

Akademia Newserii

Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a  także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.