Mówi: | Michał Fiszer |
Funkcja: | publicysta w Zespole Badań i Analiz Militarnych, wykładowca Collegium Civitas |
W tym roku do polskiej armii ma trafić 16 śmigłowców. Polskie zakłady mogą zaspokoić większość potrzeb WP
Na przełomie stycznia i lutego siły specjalne dostaną do testów dwa nowe śmigłowce black hawk. Zgodnie z zapowiedziami MON kolejne 14 maszyn trafi do polskiej armii jeszcze w tym roku. Z resortem negocjuje francuski producent caracali i amerykański koncern, który dostarcza produkowane w Polsce black hawki. Trzecim oferentem w postępowaniu jest właściciel zakładów PZL-Świdnik, który może stanowić dla nich obu poważną konkurencję. Polskie zakłady – zdaniem ekspertów – są w stanie zaspokoić większość potrzeb polskiej armii.
W końcówce ubiegłego roku Ministerstwo Obrony Narodowej rozpisało przetarg na zakup 16 śmigłowców dla polskiej armii „w ramach pilnej potrzeby operacyjnej”. Osiem maszyn ma trafić do sił specjalnych, zaś kolejnych osiem śmigłowców przeznaczonych do zwalczania zagrożeń na morzu otrzyma Marynarka Wojenna. Do negocjacji w postępowaniu ogłoszonym przez MON przystąpiły Airbus Helicopters (producent caracali), zakłady PZL-Świdnik, w których Leonardo Helicopters produkuje AW 149, oraz PZL Mielec, w których amerykańska firma Sikorsky produkuje black hawki.
– Polskie zakłady w Świdniku i Mielcu zaspokajają dużą część potrzeb polskiej armii w zakresie śmigłowców. Model Black Hawk jest produkowany w Mielcu od wielu lat. Ta popularna na świecie maszyna nadaje się zarówno do przerzutu grup specjalnych, jak i jako śmigłowiec transportowy w kategorii małych. Jeżeli chodzi o Świdnik, który jest wyspecjalizowanym zakładem śmigłowcowym od wielu lat, właściciel tego zakładu ma nieco szersze spektrum tych możliwości – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Biznes Michał Fiszer, publicysta Zespołu Badań i Analiz Militarnych oraz wykładowca Collegium Civitas.
Zgodnie z zapowiedziami szefa MON Antoniego Macierewicza na przełomie stycznia i lutego siłom specjalnym zostaną dostarczone pierwsze dwa śmigłowce testowe black hawk. Pozostałe maszyny mają zostać kupione w kolejnych miesiącach tego roku, a resort jest w trakcie rozpisywania koncepcji offsetowej i rozpatrywania ofert, które wpłynęły od trzech producentów biorących udział w negocjacjach.
– Model Black Hawk to dobry wybór dla sił specjalnych. Jest produkowany masowo od wielu lat i bardzo popularny na świecie. Nadaje się do przerzutu grup specjalnych oraz jako śmigłowiec transportowy w kategorii małych maszyn. Trzeba jednak zadbać, żeby na pokładzie znajdowało się w miarę możliwości jak najbogatsze wyposażenie – podkreśla Fiszer.
W opinii eksperta śmigłowce przeznaczone dla sił specjalnych muszą umożliwiać nie tylko przerzut zbrojnych jednostek, lecz także ewakuację ludzi, którzy znaleźli się na terenie zagrożonym lub objętym konfliktem. Kluczowe dla wyposażenia będą m.in. opancerzenie chroniące przed ostrzałem z broni małokalibrowej i broni strzeleckiej, systemy do lotów ostrzegających.
– Śmigłowce dla sił specjalnych powinny zabierać na pokład około 15 osób i odpowiednie wyposażenie do tego, aby operować na bardzo małej wysokości, najczęściej w nocy, nad terytorium wroga. To oznacza, że musi mieć radar ostrzegający przed przeszkodami, systemy obserwacji termowizyjnej, urządzenia ostrzegające przed opromieniowaniem radiolokacyjnym i laserowym, wystrzelonymi pociskami rakietowymi oraz systemy samoobrony w postaci flar i dipoli, czyli pułapek przeciwradiolokacyjnych i pułapek na podczerwień przeciwko rakietom – wylicza Michał Fiszer.
Śmigłowce, które trafią do Marynarki Wojennej, będą przeznaczone głównie na potrzeby ratownictwa (na przykład w razie zatonięcia statku na Bałtyku) i zwalczania zagrożeń na morzu. Na ewentualność konfliktu zbrojnego maszyny muszą mieć zdolność wykrywania i niszczenia okrętów podwodnych i małych jednostek na morzu oraz mieć na wyposażeniu sonar.
– W wypadku konfliktu zbrojnego Polska nie otrzyma dostaw gazu ani ropy naftowej. Z braku innej możliwości te dwa surowce trzeba będzie sprowadzać do Polski drogą morską. W Świnoujściu powstał gazoport, do którego wpływać będą statki podatne na ataki i zniszczenie. Potrzebne są więc śmigłowce, które w systemie obrony żeglugi przed atakiem będą niszczyły dwa rodzaje obiektów morskich: okręty podwodne i małe jednostki nawodne. Na Bałtyku raczej nikt nie spodziewa się krążownika ani wielkiego niszczyciela – mówi Michał Fiszer.
Zdaniem eksperta i publicysty Zespołu Badań i Analiz Militarnych firma Leonardo Helicopters, do której należą zakłady PZL-Świdnik, może stworzyć poważną konkurencję amerykańskim black hawkom. Podkreśla, że jest w stanie zaoferować najlepszy śmigłowiec bojowy do zwalczania okrętów podwodnych i małych jednostek nawodnych, czyli model AW101 Merlin.
– AgustaWestland ma szerokie spektrum produktów, które może zaoferować armii. Zupełnie nowy śmigłowiec to AW149. W stosunku do modelu Black Hawk nie ma aż tak dużej renomy, ponieważ nie zdążył się jeszcze sprawdzić. Ma jednak tą zaletę, że jest od niego blisko 30 lat nowszy. Jest to również śmigłowiec tej samej kategorii, jednak wersję dla sił specjalnych trzeba by na jego bazie dopiero opracować – mówi Michał Fiszer.
W postępowaniu na maszyny dla MON brytyjsko-włoski koncern może również zaoferować chinooki, ciężkie śmigłowce transportowe, na których produkcję w Europie ma licencję. Te maszyny mogłyby być produkowane we Włoszech lub powstawać w kooperacji z polskimi zakładami zbrojeniowymi.
– Kolejny typ dotyczący śmigłowców transportowych to lądowa wersja Merlina, która ma podobne możliwości transportowe jak używane w tej chwili Mi-8 i Mi-17. Nawet nieco większe, bo Mi-17 zabiera 4,5 tony ładunku, a model Merlin 5,5 tony – wskazuje Michał Fiszer.
Czytaj także
- 2025-01-10: Europejscy młodzi twórcy w centrum polskiej prezydencji w Radzie UE. Potrzebne nowe podejście do wsparcia ich karier
- 2025-01-16: Europa potrzebuje strategii dla zdrowia mózgu. Coraz więcej państw dostrzega ten problem
- 2024-12-27: Zbiórki internetowe przestały się już kojarzyć wyłącznie z finansowaniem leczenia. Ludzie zbierają także na podstawowe potrzeby i realizację marzeń
- 2025-01-07: W ciągu 10 lat w Polsce może brakować 2,1 mln pracowników. Ratunkiem dla rynku pracy wzrost zatrudnienia cudzoziemców
- 2025-01-14: Producenci drobiu obawiają się liberalizacji handlu z Mercosurem i Ukrainą. Ostrzegają przed zagrożeniem dla bezpieczeństwa żywnościowego w UE
- 2025-01-08: Coraz więcej inwestorów stawia na budownictwo modułowe. Kolejne dwa lata powinny przynieść duże wzrosty
- 2025-01-03: Dobre prognozy dla rynku kredytów mieszkaniowych. Mimo braku rządowego programu wsparcia
- 2025-01-13: Wsparcie dla oszczędzających na wkład własny zamiast dla kredytobiorców. Eksperci proponują inne podejście do rządowych programów mieszkaniowych
- 2024-12-17: W Parlamencie Europejskim ważne przepisy dla państw dotkniętych przez klęski żywiołowe. Na odbudowę będą mogły przeznaczyć więcej pieniędzy
- 2025-01-02: Hazard coraz poważniejszym problemem dla zdrowia publicznego. Najbardziej zagrożone są dzieci
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii
Jedynka Newserii
Prawo
Czterodniowy tydzień pracy testuje coraz więcej organizacji. Przynosi korzyści zarówno pracownikom, jak i firmom
Rząd pracuje nad skróceniem tygodnia pracy, a szefowa resortu pracy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk zadeklarowała, że zmiana miałaby wejść w życie jeszcze w obecnej kadencji Sejmu. Choć eksperci i pracodawcy są w tej kwestii podzieleni, to przykłady z innych rynków, m.in. Islandii, Wielkiej Brytanii i Portugalii, pokazują, że taki model ma wiele korzyści, zarówno po stronie pracowników, jak i firm.
Bankowość
Sądy są zalewane pozwami frankowiczów. Rząd pracuje nad ustawą usprawniającą sprawy kredytobiorców
W sądach toczy się około 200 tys. spraw dotyczących kredytów frankowych. Prawomocnym wyrokiem zakończyło się 30 tys. Na drogę sądową zdecydowała się jednak tylko część kredytobiorców. Umów objętych ryzykiem walutowym było blisko milion, a ich wartość w szczytowym okresie, czyli w 2011 roku, osiągnęła niemal 200 mld zł.
Handel
Donald Trump zaczyna swą drugą kadencję jako prezydent. Europejski biznes obawia się konsekwencji zapowiedzianych ceł
Świat biznesu z niepokojem czeka na pierwsze decyzje Donalda Trumpa, zwłaszcza w sprawie wprowadzenia głośno zapowiadanych ceł na towary z zagranicy. Zdaniem Marcina Nowackiego, wiceszefa Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, Unia Europejska musi się przygotować na większy odbiór produktów i usług ze Stanów Zjednoczonych, które mają wysoki deficyt w handlu ze Starym Kontynentem. Tradycyjnie życzliwie nastawiona do USA Polska mogłaby wykorzystać swoją prezydencję w Radzie UE, by doprowadzić do porozumienia między obu stronami.
Partner serwisu
Szkolenia
Akademia Newserii
Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.