Newsy

Polskie firmy szukają nowych korytarzy transportowych do Chin. Nasz bilans handlowy z Państwem Środka pogorszył się z powodu COVID-u i wojny

2022-11-29  |  06:35

Inwazja Rosji na Ukrainę i sojusz Białorusi z agresorem skomplikowały i tak utrudnioną przez COVID-owe przerwy w łańcuchach dostaw wymianę handlową Polski z Chinami. Spada głównie eksport z Polski do Państwa Środka. Import rośnie, ponieważ realizowany jest poprzez globalne połączenia oraz Nowy Jedwabny Szlak. 32 proc. importu z Chin dzisiaj ma charakter zaopatrzeniowy. Wiele polskich firm nie tylko wykorzystuje chińskie elementy, podzespoły, komponenty, ale także dystrybuuje je na całą UE. Stąd nastawialiśmy się, i słusznie, wykorzystując logistyczne powiązania z kolejowym Jedwabnym Szlakiem, na to, że będziemy swoistym hubem – mówi Janusz Piechociński, prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska–Azja. Zdaniem eksperta potrzebna jest jednak większa aktywność po stronie polskiej, nie tylko w zakresie transportu. 

Optymalna trasa wiodąca z Chin do Polski prowadzi przez Kazachstan, Rosję i Białoruś. Wojna utrudniła komunikację lądową: od 1 sierpnia rosyjskie TIR-y nie mogą wjechać do Polski i innych krajów Europy, a od 10 października polskie i europejskie TIR-y mają zakaz wjazdu do Rosji. Oznacza to konieczność stworzenia na nowo korytarzy transportowych.

– W pierwszym półroczu spadł polski eksport do Chin, i to znacząco, o 8 proc. – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Janusz Piechociński. – Co do niektórych produktów, które woziliśmy kolejowym Jedwabnym Szlakiem, jest dzisiaj zagrożenie, czy przejadą przez teren państwa rosyjskiego w terminie. Podstawowy szlak wiedzie przez Małaszewicze, Białoruś, Rosję, później do granicy rosyjsko-kazachskiej i kazachsko-chińskiej. Gdyby nie wybuch wojny, nawet przy ograniczeniach COVID-owych w zeszłym roku, pracowaliśmy z polskimi przedsiębiorcami, szukając partnerów po stronie chińskiej i kazachskiej logistyki samochodowej, żeby uruchomić stałe połączenia między Polską i Europą a granicą Kazachstan–Chiny, bo polskie TIR-y jeszcze do Chin wjechać nie mogą.

Z danych Izby Przemysłowo-Handlowej Polska–Azja wynika, że w latach 2020 i 2021 w przypadku niektórych produktów opłacalne były już nawet przewozy samochodowe w jedną stronę. Trwały więc dyskusje na temat tego, czy rozwiązaniem jest stworzenie i proces ratyfikacji umowy o przewozach międzynarodowych Polska–Chiny, czy uruchomienie połączeń przez sieć partnerów w Kazachstanie, którzy w określonych okolicznościach mogą wjechać na terytorium Chin.

– Jaka była postawa polskich firm w tym procesie? Jedna trzecia była i jest bardzo zainteresowana uruchomieniem tych przewozów, jedna trzecia obawia się, że podpisanie porozumienia z chińską potęgą transportową, kiedy chińskie przedstawicielstwa już są w Kazachstanie, na Białorusi, Ukrainie, w Rosji, może być ryzykowna dla lidera międzynarodowych przewozów w Europie. Jedna trzecia, szczególnie mniejszych i średnich firm, w ogóle jeszcze nie jest gotowa do podjęcia tego typu współpracy i ekspansji – mówi prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska–Azja. – Proszę prześledzić, ile w związku z wojną otworzyło się nowych kierunków dostaw, choćby związanych z przewozami także z udziałem partnerów logistycznych chińskich zbóż czy olejów z Azji Środkowej czy Ukrainy na rynki europejskie.

Jak podkreśla, dla intensyfikacji przewozów potrzebna jest przede wszystkim większa aktywność Polski w handlu z Chinami. Kraj ten jest drugim partnerem zagranicznym Polski – po Niemczech – w dziedzinie importu. Od stycznia do września 2022 roku włącznie ich udział w przywozie wzrósł do 14,8 proc. z 14,2 proc. rok wcześniej, a wartość towarów sprowadzonych z Państwa Środka do Polski wyniosła 42,5 mld dol. (184 mld zł). To o ponad jedną piątą więcej niż rok wcześniej. Szybciej rośnie nam import jedynie ze Stanów Zjednoczonych. Mowa tu o towarach wyprodukowanych w Chinach. Jeśli bowiem wziąć pod uwagę kraj, z którego produkty do nas przyjechały, tu już udział Chin spada do 9,7 proc., czyli udział importu z tego państwa w styczniu–wrześniu 2022 roku według kraju wysyłki w stosunku do importu według kraju pochodzenia był mniejszy o 5,1 pkt proc. Natomiast w dziedzinie eksportu Chiny nie mieszczą się w pierwszej 10 partnerów Polski, a udział 10. z nich to zaledwie 2,6 proc.

– Kiedy byłem ministrem gospodarki w latach 2012–2015, nasz eksport do naszego importu z Chin  to było 1:7 czy 1:8. Dzisiaj to jest jeden do kilkunastu, plus jeszcze mamy ten znaczący spadek – podkreśla Janusz Piechociński. 

Jedną z najważniejszych grup produktów, które Polska może oferować i już oferuje chińskim kontrahentom, jest żywność, a zwłaszcza mleko i mięso. Tu jednak przeszkodą są nie tylko kwestie geopolityczne, lecz także weterynaryjno-sanitarne. Przez ostatnie kilkanaście miesięcy Polska była dotknięta grypą ptaków, co ponownie spowodowało wstrzymanie eksportu drobiu do Chin. Dopiero 18 listopada zostaliśmy ponownie uznani za kraj wolny od tej choroby i polskie zakłady będą mogły z powrotem ubiegać się o certyfikację ze strony chińskich władz. W Azji, inaczej niż w Europie, popytem cieszą się zwłaszcza elementy z kurczaka zawierające kości, np. korpusy i skrzydełka, a Polska jest największym europejskim eksporterem drobiu.

Inny perspektywiczny segment rynku to polskie wyroby mleczne. Jak podkreśla Janusz Piechociński, 7 proc. chińskiego importu tych produktów pochodzi z Polski. Jednak – jego zdaniem – krajowi eksporterzy powinni szukać kolejnych możliwości i grup produktów, które trafią w gusta Chińczyków. Problem w tym, że koszty certyfikacji na tamtejszy rynek to wydatek rzędu kilku milionów złotych. A to niejedyne wyzwanie w relacjach handlowych z Państwem Środka.

– Jest szansa na odwrócenie trendu związanego ze spadkiem wywozu polskiej żywności do Azji, w tym do Chin, ale pod warunkiem że utrzymamy bardzo wysoką produkcję. Duże sieci handlowe, duzi importerzy z Chin oczekują długoterminowej współpracy i dużych wolumenów dostaw. I tu okazuje się, że polska firma nie jest w stanie np. dostarczyć 40 kontenerów tego samego produktu. Za często na rynkach azjatyckich polskie firmy przede wszystkim koncentrują się na rywalizacji między sobą, a nie na myśleniu, że razem możemy więcej – podkreśla prezes Izby Przemysłowo-Handlowej Polska–Azja.

Jak dodaje, wiele zależy od zaangażowania przedstawicieli władz, ale także samego biznesu i wspólnych inicjatyw na rzecz większej aktywności.

– Możemy wykorzystać diasporę chińską, azjatycką w Polsce, przedsiębiorców, którzy znają tamtą kulturę biznesu, warunki i mogą być gwarantami szczególnie dla małych i średnich firm, że transakcje będą terminowo zrealizowane, a deklarowane kwoty wpłacone w terminie – mówi Janusz Piechociński.

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Rolnictwo

Dane satelitarne w użyciu urbanistów i samorządowców. Mogą im służyć do przygotowania na zmiany klimatu

Do 2031 roku rynek usług związanych z danymi satelitarnymi ma wzrosnąć ponad czterokrotnie – przewidują analitycy. Na rosnącą podaż wpływ może mieć nałożony na dużą część przedsiębiorców, w tym producentów rolnych, obowiązek raportowania wpływu środowiskowego. Dane satelitarne są jednak cennym narzędziem również w rękach urbanistów i samorządowców. Z dokładnością do milimetrów pokazują zjawiska takie jak np. osiadanie gruntów, co pozwala na wczesne podejmowanie decyzji o kluczowych modernizacjach infrastruktury.

Prawo

Nałóg nikotynowy wśród nieletnich zaczyna się najczęściej od e-papierosów. Przyciągają ich słodkie, owocowe smaki tych produktów

Co czwarty uczeń ma za sobą inicjację nikotynową, a dla większości z nich pierwszym produktem, po jaki sięgnęli, był e-papieros. Zdecydowana większość uczniów używających nikotyny korzysta właśnie z e-papierosów, a prawie połowa nie ma problemu z ich zakupem – wskazują nowe badania przeprowadzone z okazji Światowego Dnia Rzucania Palenia. Eksperci podkreślają, że niebezpiecznym produktem, z uwagi na ryzyko uzależnienia behawioralnego, są także e-papierosy beznikotynowe. Trwają prace nad przepisami, które m.in. zakażą ich sprzedaży nieletnim.

Ochrona środowiska

Futra z negatywnym wpływem na środowisko na każdym etapie produkcji. Wiąże się z 400-krotnie większym zużyciem wody niż poliestru

Biznes futrzarski ma negatywny wpływ na środowisko naturalne – podkreślają eksperci Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Hodowle powodują zatrucie wód i gleb oraz są zagrożeniem dla bioróżnorodności. Z kolei produkcja futra z norek, lisów i jenotów generuje znacznie większe niż bawełna czy poliester emisje gazów cieplarnianych, zużycie wody i zanieczyszczenie wody. 25 listopada obchodzimy Dzień bez Futra, który ma zwrócić uwagę na cierpienie zwierząt hodowanych na potrzeby przemysłu futrzarskiego oraz promować etyczne i ekologiczne wybory w modzie.

Partner serwisu

Instytut Monitorowania Mediów

Szkolenia

Akademia Newserii

Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a  także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.