Mówi: | Jarema Piekutowski |
Funkcja: | ekspert ds. społecznych |
Firma: | Nowa Konfederacja |
Do 2050 roku z powodu niskiej dzietności liczba ludności Polski zmniejszy się o 4,5 mln. Skuteczność Strategii Demograficznej może być niewielka
Polska już od 1998 roku notuje zbyt niski współczynnik dzietności kobiet, a od 2018 roku – ujemny przyrost naturalny. Pandemia COVID-19, która spowodowała duży wzrost liczby zgonów w IV kwartale ub.r., jeszcze ten trend przyspieszyła. Z kolei niepewność związana z SARS-CoV-2 wpłynęła negatywnie na plany prokreacyjne części potencjalnych rodziców, co – jak wynika z projektu Strategii Demograficznej – najprawdopodobniej w pełni objawi się w tym roku w postaci kolejnego spadku urodzeń. Ten trend ma zahamować opublikowany w czerwcu projekt Strategii Demograficznej 2040, jednak – jak ocenia ekspert Nowej Konfederacji – skuteczność tego typu polityk w krajach Europy Zachodniej jest aktualnie niewielka.
– Na świecie istnieje wiele modeli polityki demograficznej, ale zasadniczo one są do siebie stosunkowo podobne. Przede wszystkim próbuje się wspierać dzietność zasiłkami czy ulgami podatkowymi. Efekty tej polityki – dążącej do tego, aby rodziło się jak najwięcej dzieci – trzeba przyznać, że zazwyczaj są dość mizerne. Ona pomaga raczej – zwłaszcza w zachodnich, bogatych państwach, które mają w budżecie dużo pieniędzy na tego typu działania – utrzymać tę dzietność, żeby nie spadła maksymalnie – mówi Jarema Piekutowski, główny ekspert ds. społecznych Nowej Konfederacji.
Demografia jest bolączką nie tylko Polski, ale też innych krajów UE i większości rozwiniętych państw świata. Główny problem to niska dzietność, która przyczynia się do starzenia społeczeństwa, stopniowego zaniku populacji i rodzi szereg problemów m.in. dla systemu emerytalnego, konkurencyjności gospodarki i PKB, systemu ochrony zdrowia czy rynku pracy.
Według projektu rządowej Strategii Demograficznej Polska należy na dodatek do państw o dzietności poniżej średniej w Europie. W 2019 roku – mimo wzrostu w stosunku do 2015 roku – współczynnik dzietności osiągnął wartość 1,42 dziecka na kobietę, co uplasowało Polskę na 190. miejscu na 208 sklasyfikowanych państw świata. Ten współczynnik już od 1998 roku nie przekracza 1,5 dziecka na kobietę w wieku rozrodczym, co oznacza, że już od wielu lat w naszym kraju rodzi się za mało dzieci, żeby zapewnić zastępowalność pokoleń. Tę gwarantuje dopiero wskaźnik dzietności na poziomie 2,1–2,15 (dane z czerwcowego raportu „Demografia” Warsaw Enterprise Institute).
– W niektórych krajach byłego bloku sowieckiego, takich jak Rumunia, Węgry, poniekąd też i Polska, w ostatnich latach – nie licząc ubiegłego, pandemicznego – zaobserwowaliśmy pewien wzrost współczynnika dzietności, który wcześniej bardzo spadał. Jednak za ten wzrost niekoniecznie odpowiadała polityka i działania państwa, ale po prostu poprawa jakości życia oraz znaczący wzrost wynagrodzeń w porównaniu z poprzednimi latami i w stosunku do naszych aspiracji. Polacy mają bowiem takie same aspiracje jak Zachód, oddziałuje na nas ta sama popkultura, ten sam biznes – mówi Jarema Piekutowski.
Rządowa Strategia Demograficzna również zauważa, że w ostatniej dekadzie wiele krajów Europy Środkowo-Wschodniej – w szczególności Rumunia i Czechy oraz Węgry i Słowacja – zanotowały wzrosty dzietności. Odmienny trend widać w krajach Europy Zachodniej, np. w Holandii, Belgii, Irlandii czy Francji, która przez dekady należała do liderów dzietności, m.in. dzięki rozbudowanej polityce prorodzinnej. Obecnie jest ona wciąż istotna, choć – w zmieniających się okolicznościach politycznych i społecznych – powoli niewystarczająca. Podobna sytuacja ma też miejsce w Skandynawii, np. w Szwecji, długo będącej liderem polityk sprzyjających dzietności, która w ostatnich latach również notuje spadek dzietności (choć w 2019 roku wyniósł on w tym kraju 1,71 dziecka na kobietę).
– Skuteczne są takie działania państwa, które powodują, że zmniejsza się różnica między możliwościami a aspiracjami społeczeństwa – mówi główny ekspert ds. społecznych Nowej Konfederacji. – Chodzi o to, żeby państwo nie przeszkadzało, a tam, gdzie trzeba lub można, pomagało w rozwoju gospodarczym. Aby próbowało konsekwentnie i długoterminowo zaradzić problemowi mieszkaniowemu, który jest jednym z najistotniejszych dla Polaków i stopuje ich przed decyzjami prokreacyjnymi. Kolejna sprawa to korzystne opodatkowanie, które sprawia, że w kieszeni zostaje wystarczająco dużo pieniędzy z pracy. W Polsce jest słabo opodatkowany majątek, mocno opodatkowana jest praca. Podatki omijają te najbogatsze osoby, z największymi majątkami – oni akurat się rozmnażają, ale ich jest mało. Chodzi też o to, żeby ludzie poczuli się stabilnie, bo brak stabilności to kolejny, ogromny problem. Niestety nastroje apokaliptyczne – związane m.in. z kryzysem klimatycznym i pandemią – jeszcze go wzmocniły i to też jest trudne zadanie dla państwa.
W Polsce w 2002 roku po raz pierwszy odnotowano przewagę liczby zgonów nad urodzeniami, a od 2018 roku notowany jest już znaczny wzrost tego zjawiska, co oznacza ujemny przyrost naturalny. Spowodowany pandemią duży wzrost liczby zgonów w IV kwartale 2020 roku jeszcze ten trend przyspieszył. Niepewność związana z SARS-CoV-2 wpłynęła też negatywnie na plany prokreacyjne części potencjalnych rodziców, co – jak wynika z projektu Strategii Demograficznej – najprawdopodobniej w pełni objawi się w tym roku w postaci kolejnego spadku urodzeń.
Ten trend ma zahamować opublikowany w czerwcu br. projekt Strategii Demograficznej 2040, która jest obecnie na etapie konsultacji społecznych. Dokument ma odpowiedzieć na pytanie, czego potrzebują polskie rodziny, i wyznaczyć kierunek działań, które będą sprzyjać dzietności. Rząd wskazał w nim 10 obszarów-barier wpływających na decyzję o posiadaniu dzieci i zaproponował 12 kierunków interwencji. Są to m.in. zabezpieczenie finansowe polskich rodzin (m.in. poprzez program 500+) i popularyzacja kultury sprzyjającej rodzinie, rozwój rynku pracy (np. gwarancja elastycznej pracy dla kobiet w ciąży i rodziców dzieci do czterech lat) oraz opieki zdrowotnej w kierunku sprzyjającym rodzinie i opiece nad dziećmi, poprawa jakości i organizacji edukacji oraz wsparcie w zaspokojeniu potrzeb mieszkaniowych rodzin (Mieszkanie bez wkładu własnego, Bon mieszkaniowy).
Prognozy demograficzne GUS zakładają, że – przy utrzymaniu obecnych trendów niskiej dzietności – w 2050 roku liczba ludności Polski wyniesie już 33 mln 951 tys. (dla porównania w 2020 roku Polaków było nieco ponad 37 mln 958 tys.). W stosunku do bazy, za którą przyjęto 2013 rok, będzie to oznaczać spadek liczby ludności o 12 proc., czyli 4,55 mln osób. Oprócz ujemnego przyrostu naturalnego GUS prognozuje też spadek liczebności kobiet w wieku rozrodczym (15-49 lat) oraz szybkie starzenie się społeczeństwa. Według szacunków w 2050 roku seniorzy w wieku 65+ będą już stanowić 32,7 proc. populacji (wobec 14,7 proc. w stosunku do bazy z 2013 roku, co oznacza wzrost o 5,4 mln osób). Oznacza to m.in. duży problem dla polskiej gospodarki i rynku pracy, którego rozwiązanie – jak podkreśla ekspert Nowej Konfederacji – może okazać się niemożliwe bez wdrożenia równocześnie przyjaznej polityki migracyjnej.
– Z roku na rok coraz więcej osób schodzi z rynku pracy i tych miejsc nie ma komu zapełnić. Do 2006–2007 roku walczyliśmy z bezrobociem, potem częściowo ten problem rozwiązała masowa emigracja Polaków na Zachód po wejściu do UE i strefy Schengen. Natomiast w tej chwili już mamy do czynienia z deficytem pracowników w niektórych branżach, m.in. budowlanej, przemysłowej, turystycznej czy gastronomicznej. Pandemia trochę zachwiała tą sytuacją, ale my dość szybko się odbiliśmy i zaraz znów pojawią się ogromne deficyty. Częściowo uzupełniamy je imigracją z Ukrainy i Białorusi, ale polskie prawo migracyjne nadal jest skomplikowane, źle zorganizowane i Polska dla migrantów wciąż jest państwem nieprzyjaznym. Trzeba zaproponować mądrą politykę migracyjną, która pozwoli nam zachować naszą tożsamość i jednocześnie ściągnąć do Polski nowych obywateli i ich integrować – mówi Jarema Piekutowski.
Czytaj także
- 2025-05-09: Europoseł PiS zapowiada walkę o reparacje wojenne dla Polski na forum UE. Niemiecki rząd uznaje temat za zamknięty
- 2025-05-07: Prace nad unijnym budżetem po 2027 roku nabierają tempa. Projekt ma być gotowy w lipcu
- 2025-05-08: Poziom wyszczepienia Ukraińców jest o 20 pp. niższy niż Polaków. Ukraińskie mamy w Polsce wskazują na szereg barier
- 2025-04-28: Niepewna sytuacja zwracanych do Skarbu Państwa gruntów dzierżawnych. To może się wiązać z likwidacją infrastruktury rolniczej i miejsc pracy
- 2025-04-25: Członek RPP spodziewa się obniżki stóp procentowych już w maju, może nawet o 50 pb. Potem dyskusja o kolejnej obniżce możliwa w lipcu
- 2025-05-02: Im bliżej wyborów prezydenckich, tym więcej dezinformacji. Polacy nie umieją jeszcze jej rozpoznawać
- 2025-04-29: Coraz mniej kredytów bankowych płynie do polskiej gospodarki. Przed sektorem duże wyzwania związane z finansowaniem strategicznych projektów
- 2025-04-28: Migranci mogą być ratunkiem dla polskiego rynku pracy. Pracodawcy chcą uwzględnienia ich potrzeb w strategii migracyjnej
- 2025-04-23: Rząd planuje dalsze zmiany w opiece wczesnodziecięcej. Ma to pomóc odwrócić negatywne trendy demograficzne
- 2025-04-23: Rynek oczekuje pierwszego cięcia stóp procentowych w Polsce w maju. Są ku temu przesłanki ekonomiczne
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Polityka

PE przedstawił swoje priorytety budżetowe po 2027 roku. Wydatki na obronność kluczowe, ale nie kosztem polityki spójności
Parlament Europejski przegłosował w tym tygodniu rezolucję w sprawie priorytetów budżetu UE na lata 2028–2034. Europosłowie są zgodni co do tego, że obecny pułap wydatków w wysokości 1 proc. dochodu narodowego brutto UE-27 nie wystarczy do sprostania rosnącej liczbie wyzwań, przed którymi stoi Europa. Mowa między innymi o wojnie w Ukrainie, trudnych warunkach gospodarczych i społecznych oraz pogłębiającym się kryzysie klimatycznym. Eurodeputowani zwracają też uwagę na ogólnoświatową niestabilność, w tym wycofywanie się Stanów Zjednoczonych ze swojej globalnej roli.
Infrastruktura
Odbudowa Ukrainy pochłonie setki miliardów euro. Polskie firmy już teraz powinny szukać partnerów, nie tylko w kraju, ale i w samej Ukrainie

Według stanu na koniec 2024 roku odbudowa Ukrainy wymagać będzie zaangażowania ponad pół biliona euro, a Rosja wciąż powoduje kolejne straty. Najwięcej środków pochłoną sektory mieszkaniowy i transportowy, ale duże są także potrzeby energetyki, handlu czy przemysłu. Polski biznes wykazuje wysokie zaangażowanie w Ukrainie, jednak może ono być jeszcze wyższe w procesie odbudowy. Zdaniem wiceprezesa działającego w tym kraju Kredobanku należącego do Grupy PKO BP firmy powinny szukać partnerów do udziału w odbudowie i w Polsce, i w Ukrainie.
Polityka
Europoseł PiS zapowiada walkę o reparacje wojenne dla Polski na forum UE. Niemiecki rząd uznaje temat za zamknięty

Nowy kanclerz Niemiec Friedrich Merz podczas konferencji prasowej w Polsce ocenił, że temat reparacji wojennych w relacjach polsko-niemieckich jest prawnie zakończony. Nie zgadza się z tym europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk, który chce do tego tematu wrócić na forum UE. Przygotowana za rządów PiS publikacja „Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej” szacuje straty na ponad 6,2 bln zł.
Partner serwisu
Szkolenia

Akademia Newserii
Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.