Mówi: | dr Joanna Remiszewska-Michalak |
Funkcja: | fizyczka atmosfery, ekspertka ds. zmian klimatu |
Firma: | członkini Rady Klimatycznej UN Global Compact Network Poland |
Za rok USA oficjalnie wycofają się z porozumienia paryskiego. To nie musi oznaczać rezygnacji z zielonych inwestycji
Jedną z pierwszych decyzji drugiej kadencji Donalda Trumpa było wycofanie się Stanów Zjednoczonych z porozumienia paryskiego. Oficjalnie nastąpi to 27 stycznia 2026 roku. Eksperci oceniają, że decyzja ta może pozostać w sferze negatywnej narracji politycznej, ponieważ względy ekonomiczne będą jednak wskazywać na wprowadzanie zielonych rozwiązań, a Trump i jego otoczenie to przede wszystkim biznesmeni. Negatywne stanowisko USA wobec walki z kryzysem klimatycznym może się jednak przełożyć na globalną debatę publiczną.
– To, co rządzi Stanami, to ekonomia i nawet jak spojrzymy na osoby, które stały za Donaldem Trumpem podczas inauguracji, to widzimy, że rządzą tam pieniądze i ekonomia. I o ile populistycznie można mówić: „wierć, kochanie, wierć” [drill, baby, drill – red.], jak to powiedział Donald Trump, to z drugiej strony mamy całą warstwę wymiaru ekonomicznego, mamy stojącego za nim Elona Muska, który jest odpowiedzialny za produkcję aut elektrycznych, mamy Google’a, który buduje duże magazyny i centra przetwarzania danych, wszystko na zieloną energię – mówi agencji Newseria dr Joanna Remiszewska-Michalak, fizyczka atmosfery, ekspertka Rady Klimatycznej przy UN Global Compact Network Poland.
Jak podkreśla, ekonomia może jednoznacznie wskazywać na potrzebę inwestowania w zielone rozwiązania. Co więcej, rezygnacja z nich mogłaby być nawet sprzeczna z interesem USA. Dlatego też trzeba oddzielić narrację nowej administracji, która wprawdzie jest negatywna i może sama w sobie zaszkodzić debacie publicznej, od faktycznych działań. Tym bardziej że są stany takie jak Kalifornia, które są liderami zielonych zmian. Ten stan zamierza do 2045 roku korzystać wyłącznie z czystej energii.
– Jeżeli spojrzymy na mapę emisyjności energetyki w poszczególnych stanach, to średnia i tak wychodzi lepsza niż chociażby średnia Polski. Gdybyśmy Polskę usadowili na mapie stanów, bo wielkością dorównujemy pewnie poszczególnym stanom, to bylibyśmy najbardziej emisyjnym stanem w USA – mówi dr Joanna Remiszewska-Michalak.
Stany Zjednoczone są drugim największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie i odpowiadają za ok. 15–16 proc. globalnych emisji. Liderem tego niechlubnego zestawienia są Chiny z udziałem na poziomie ok. 28 proc., a trójkę zamykają Indie z udziałem ok. 7–8 proc. w globalnych emisjach. Podobnie kształtują się emisje Unii Europejskiej. Co istotne, poziomy emisji w USA spadają wraz ze stopniowym zmniejszeniem udziału węgla w miksie energetycznym. Eksperci oceniają, że wiele trendów ekologicznych jest już nie do zatrzymania.
– Stany Zjednoczone swoje maksimum emisji miały w 2007 roku, następnie doświadczyły kryzysu w 2008 roku, więc emisje trochę spadły, a najwięcej spadły w czasie pandemii, o około 10 proc., i zostały mniej więcej na tym samym poziomie. Ponownie mamy tu politykę, narrację, to, co pada w przestrzeni publicznej kontra realne działania – mówi ekspertka Rady Klimatycznej przy UN GCNP. – Stany Zjednoczone mają bardzo duży potencjał pod kątem powierzchni związany z energetyką wiatrową, słoneczną, mają dużo energetyki jądrowej, ale mają też tani gaz i w związku z tym bardzo dużo elektrowni gazowych, które są znacznie mniejszym emiterem gazów cieplarnianych niż nasza energetyka węglowa. W USA nie buduje się już elektrowni opartych na węglu, więc zdecydowanie miks energetyczny u nich wygląda lepiej niż chociażby w naszym kraju.
To nie oznacza, że wycofanie się USA z porozumienia paryskiego, czyli dokumentu, w którym większość państw ONZ zobowiązała się do wysiłków na rzecz powstrzymania globalnego ocieplenia, pozostanie bez wpływu na cały ten proces.
– Obawiam się kolejnych szczytów klimatycznych, gdzie prawdopodobnie Donald Trump się nie zjawi albo się zjawi i będzie wielkim przeciwnikiem proponowanych zmian. Mamy przecież Fundusz Klimatyczny, zobowiązujemy się globalnie, że kraje bardziej rozwinięte, czyli bardziej odpowiedzialne historycznie za emisję gazów cieplarnianych, będą pomagały krajom rozwijającym się. Jeżeli bardzo duży kraj, bardzo emisyjny będzie się temu sprzeciwiał i będzie oponował przeciwko zobowiązaniom ogólnoświatowym, to ten obrazek nie maluje się w jasnych barwach – mówi dr Joanna Remiszewska-Michalak. – To, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych w kontekście polityki klimatycznej, ma swój wpływ na to, co się dzieje na świecie i jak kształtuje się debata publiczna.
Jeśli negatywna narracja przełożyłaby się na konkretne działania w USA czy innych krajach, ekspertka ocenia, że byłaby to sytuacja niekorzystna, a wręcz tragiczna dla globalnej walki z kryzysem klimatycznym.
– Zmierzamy wówczas w stronę bezprecedensowego ocieplenia na koniec wieku – podkreśla.
Już dziś eksperci oceniają, że wysiłki na rzecz powstrzymania globalnego ocieplenia do końca stulecia na poziomie 1,5°C w porównaniu z okresem przedindustrialnym są niewystarczające. Taki właśnie poziom został określony w porozumieniu paryskim z 2015 roku. Z raportu Copernicus Climate Change Service (C3S) wynika, że 2024 rok był najcieplejszym rokiem w historii pomiarów globalnych i pierwszym rokiem kalendarzowym, w którym wzrost średniej globalnej temperatury przekroczył poziom 1,5°C. Rosnąca temperatura była w dużej mierze związana ze wzrostem stężenia gazów cieplarnianych (GHG) w atmosferze, co jest skutkiem działalności człowieka. Raport C3S i CAMS wskazuje, że w 2024 roku poziomy GHG osiągnęły najwyższe roczne wartości w historii pomiarów. Stężenie dwutlenku węgla w 2024 roku było o 2,9 ppm wyższe niż w 2023 roku, a stężenie metanu wzrosło o 3 ppb. Wyniki te pozwoliły oszacować roczne stężenie dwutlenku węgla w atmosferze na poziomie 422 ppm oraz metanu na poziomie 1897 ppb.
– Powinniśmy przedsięwziąć radykalne środki w celu zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych, co się oczywiście nie dzieje, bo my rok do roku widzimy, że emisje rosną. Pozytywne jest to, że one rosną w mniejszym tempie niż chociażby 20–30 lat temu, natomiast tak czy inaczej co rok dokładamy kilka tzw. ppm-ów do atmosfery. Więc co do zasady te działania są niewystarczające, bo cały czas zwiększamy emisje gazów cieplarnianych jako świat i cały czas klimat nam się ociepla. Jednocześnie widzimy coraz więcej skutków kryzysu klimatycznego dookoła – podsumowuje dr Joanna Remiszewska-Michalak.
Czytaj także
- 2025-05-09: Europoseł PiS zapowiada walkę o reparacje wojenne dla Polski na forum UE. Niemiecki rząd uznaje temat za zamknięty
- 2025-05-07: Prace nad unijnym budżetem po 2027 roku nabierają tempa. Projekt ma być gotowy w lipcu
- 2025-05-08: Poziom wyszczepienia Ukraińców jest o 20 pp. niższy niż Polaków. Ukraińskie mamy w Polsce wskazują na szereg barier
- 2025-04-23: Rynek oczekuje pierwszego cięcia stóp procentowych w Polsce w maju. Są ku temu przesłanki ekonomiczne
- 2025-04-08: Projekt unijnego budżetu po 2027 roku będzie przedstawiony w lipcu. Polska może odegrać istotną rolę w pracach nad nim
- 2025-04-09: Wzrost wydatków na obronność ma być priorytetem nowego wieloletniego budżetu UE. Nie będzie jednak cięć w polityce spójności
- 2025-03-14: S. Cichanouska: Białorusini żyją jak w gułagach z czasów stalinowskich. Jednak nie poddają się mimo represji i brutalności reżimu
- 2025-03-14: Odwetowe cła z UE na amerykańskie towary mogą być kolejnym etapem wojny handlowej. Następne decyzje spowodują dalszy wzrost cen
- 2025-03-17: Na wojnie handlowej straci nie tylko Unia Europejska, ale przede wszystkim USA. Cła odwetowe na eksport USA wynoszą już 190 mld dol.
- 2025-03-24: Odsetki to za mało. Parlament Europejski chce, by zamrożone rosyjskie aktywa stopniowo wspierały Ukrainę
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Polityka

PE przedstawił swoje priorytety budżetowe po 2027 roku. Wydatki na obronność kluczowe, ale nie kosztem polityki spójności
Parlament Europejski przegłosował w tym tygodniu rezolucję w sprawie priorytetów budżetu UE na lata 2028–2034. Europosłowie są zgodni co do tego, że obecny pułap wydatków w wysokości 1 proc. dochodu narodowego brutto UE-27 nie wystarczy do sprostania rosnącej liczbie wyzwań, przed którymi stoi Europa. Mowa między innymi o wojnie w Ukrainie, trudnych warunkach gospodarczych i społecznych oraz pogłębiającym się kryzysie klimatycznym. Eurodeputowani zwracają też uwagę na ogólnoświatową niestabilność, w tym wycofywanie się Stanów Zjednoczonych ze swojej globalnej roli.
Infrastruktura
Odbudowa Ukrainy pochłonie setki miliardów euro. Polskie firmy już teraz powinny szukać partnerów, nie tylko w kraju, ale i w samej Ukrainie

Według stanu na koniec 2024 roku odbudowa Ukrainy wymagać będzie zaangażowania ponad pół biliona euro, a Rosja wciąż powoduje kolejne straty. Najwięcej środków pochłoną sektory mieszkaniowy i transportowy, ale duże są także potrzeby energetyki, handlu czy przemysłu. Polski biznes wykazuje wysokie zaangażowanie w Ukrainie, jednak może ono być jeszcze wyższe w procesie odbudowy. Zdaniem wiceprezesa działającego w tym kraju Kredobanku należącego do Grupy PKO BP firmy powinny szukać partnerów do udziału w odbudowie i w Polsce, i w Ukrainie.
Polityka
Europoseł PiS zapowiada walkę o reparacje wojenne dla Polski na forum UE. Niemiecki rząd uznaje temat za zamknięty

Nowy kanclerz Niemiec Friedrich Merz podczas konferencji prasowej w Polsce ocenił, że temat reparacji wojennych w relacjach polsko-niemieckich jest prawnie zakończony. Nie zgadza się z tym europoseł PiS Arkadiusz Mularczyk, który chce do tego tematu wrócić na forum UE. Przygotowana za rządów PiS publikacja „Raport o stratach poniesionych przez Polskę w wyniku agresji i okupacji niemieckiej w czasie II wojny światowej” szacuje straty na ponad 6,2 bln zł.
Partner serwisu
Szkolenia

Akademia Newserii
Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.