Newsy

J. Steinhoff: Na handlu prawami do emisji CO2 Polska zarobiła w zeszłym roku 25 mld zł. To nie system ETS jest problemem, ale uzależnienie od węgla

2022-01-12  |  06:15

– Nie chciałbym, żebyśmy tkwili w przekonaniu, że w Polsce wszystko byłoby idealnie, gdyby nie Unia ze swoją polityką klimatyczno-energetyczną – mówi Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki. Jak podkreśla, opłaty za emisję z systemu ETS, który stał się w ostatnich miesiącach przedmiotem zaciekłej krytyki polityków, trafiają przecież nie do Brukseli, ale do krajów członkowskich. Polski budżet tylko w ubiegłym roku otrzymał z tego tytułu ok. 25 mld zł.

– W Polsce często pojawiają się takie populistyczne sygnały, że byłoby dobrze, gdyby tej Unii Europejskiej nie było, gdyby nie było systemu ETS, gdybyśmy nie płacili za emisje CO2. Przypominam, że środki pochodzące z opłat za emisję dwutlenku węgla stanowią dochód polskiego rządu. To rząd dysponuje tymi środkami i powinien je przeznaczać nie na transfery socjalne, ale na wsparcie przeobrażeń w polskiej elektroenergetyce – podkreśla w rozmowie z agencją Newseria Biznes Janusz Steinhoff.

System handlu emisjami ETS to kluczowy element polityki UE na rzecz walki ze zmianami klimatu i podstawowe narzędzie do zmniejszania emisji gazów cieplarnianych. Funkcjonuje od 2005 roku i jest pierwszym na świecie oraz jednym z największych (obok chińskiego) systemem handlu uprawnieniami do emisji CO2. Jak podaje Forum Energii, EU ETS obejmuje ok. 40 proc. emisji dwutlenku węgla, głównie tych pochodzących z elektroenergetyki, ciepłownictwa, przemysłu i lotnictwa. Dzięki niemu w ciągu ostatnich 16 lat udało się znacząco obniżyć emisje w tych sektorach. Innymi słowy: chodzi o nałożenie opłaty za zanieczyszczenie atmosfery tak, aby z czasem zupełnie przestało się to opłacać.

W uproszczeniu system zobowiązuje emitentów – przedsiębiorstwa, firmy energetyczne etc. – do kupowania i umarzania praw do emisji CO2 (w postaci kontraktów terminowych). Uprawnienia są kupowane na rynku z dostępnej puli znanej wszystkim uczestnikom rynku (część Komisja Europejska rozdysponowuje w ramach tzw. puli darmowej). Ta dostępna pula z każdym rokiem maleje, ponieważ system ETS ma doprowadzić do ograniczenia emisji CO2 do atmosfery. Ograniczona podaż podnosi ceny uprawnień.

Co istotne, środki ze sprzedaży uprawnień do emisji CO2 trafiają do budżetu danego państwa i stanowią ich przychód. Zgodnie z unijną dyrektywą ETS przynajmniej połowa tych pieniędzy powinna być przeznaczana na inwestycje sprzyjające redukcji emisji gazów cieplarnianych i system wsparcia dla odbiorców energii.

A są to środki bardzo duże, które tylko w ubiegłym roku sięgnęły 25 mld zł. To nie są pieniądze, które my wpłacamy do UE i one wpadają do jakiejś czarnej dziury – przypomina ekspert rynku energetycznego.

Według informacji Ministerstwa Klimatu i Środowiska z kwietnia 2020 roku od początku aukcyjnej sprzedaży uprawnień budżet państwa zasiliło ok. 20,5 mld zł. Według danych przytaczanych przez CIRE w całym 2020 roku ta kwota sięgnęła już 12,1 mld zł (ok. 3 proc. polskiego budżetu). Z kolei w ubiegłym – dzięki rekordowym wzrostom cen uprawnień – okazała się dużo wyższa od początkowych założeń Ministerstwa Finansów i sięgnęła 25 mld zł. Łącznie daje to już ok. 57,5 mld zł. 

Resort klimatu i środowiska przyznaje, że bez tych przychodów nie byłoby możliwe finansowanie programów takich jak Mój Prąd ani programów wspierających OZE, niskoemisyjny transport czy poprawę efektywności energetycznej budynków, co z kolei pobudza polską gospodarkę i poprawia jakość środowiska. Co istotne, ministerstwo szacuje, że w kolejnej dekadzie wpływy w ramach EU ETS będą znacznie wyższe i przekroczą nawet 100 mld zł.

Tym bardziej martwi to, że przedstawiciele polskiego rządu w swoich wypowiedziach często kontestują potrzebę funkcjonowania systemu ETS – mówi Janusz Steinhoff. – Jeżeli umówiliśmy się w Europie, że prowadzimy taką, a nie inną politykę klimatyczną i walczymy z efektem cieplarnianym, to musimy przyjąć skuteczne narzędzia, które będą wspierały przeobrażenia w elektroenergetyce, ciepłownictwie, transporcie czy budownictwie, aby znacząco ograniczyć emisję dwutlenku węgla.

W ocenie polskiego rządu ceny uprawnień do emisji CO2 w systemie ETS, które biją historyczne rekordy, są jednym z głównych czynników odpowiedzialnych za drożejącą energię (obok m.in. niesprzyjających warunków pogodowych, niskiego poziomu zapełnienia magazynów gazu ziemnego, polityki Gazpromu oraz zwiększonego popytu spowodowanego ożywieniem gospodarczym po pandemii). W ostatnich miesiącach system EU ETS stał się przedmiotem ostrej krytyki polskich polityków partii rządzącej, w tym m.in. premiera Mateusza Morawieckiego czy wiceministra klimatu Jacka Ozdoby, który w wywiadzie udzielonym TVP wskazywał, że handel emisjami CO2 stał się narzędziem w rękach spekulantów.

Odnoszę wrażenie, że cała aktywność przedstawicieli naszego państwa idzie na populistyczne wypowiedzi kierowane do społeczeństwa. Nie chciałbym, żebyśmy tkwili w przekonaniu, że w Polsce wszystko byłoby idealnie, gdyby nie Komisja Europejska, gdyby nie ta Unia ze swoją polityką klimatyczno-energetyczną – mówi były wicepremier i minister gospodarki. – Politykę klimatyczno-energetyczną można doskonalić, ale do tego trzeba przekonać kraje członkowskie, a miejscem do tego typu dywagacji jest Rada Unii Europejskiej. Podzielam pogląd, że trzeba monitorować system ETS i być może trzeba będzie go modyfikować. Natomiast jestem jak najdalej od stwierdzenia, że jest on niepotrzebny.

9 grudnia ub.r. polski Sejm przyjął uchwałę wzywającą państwa UE do zawieszenia handlu emisjami lub wyłączenia Polski z tego systemu do czasu jego reformy. Z kolei na początku stycznia br. minister klimatu i środowiska Anna Moskwa poinformowała, że Polska złożyła do Komisji Europejskiej wniosek o kompleksową reformę systemu handlu uprawnieniami do emisji CO2 w systemie ETS.

Komisja Europejska i państwa członkowskie na ostatniej Radzie UE zdecydowały, że w najbliższym czasie zostanie przeprowadzona analiza handlu emisjami i może należałoby coś w tym skorygować, jako że tempo wzrostu cen uprawnień do emisji CO2 jest w tej chwili bardzo wysokie. Myślę, że ceny tych uprawnień rosną w tempie, których nie przewidziano nawet przy tworzeniu systemu ETS – mówi Janusz Steinhoff.

Jeszcze w 2014 roku cena uprawnień do emisji CO2 wynosiła około 6 euro za tonę. Na początku ubiegłego roku przekroczyła 50 euro, natomiast w grudniu skoczyła do bezprecedensowego poziomu blisko 90 euro za tonę. Ten wzrost przekłada się na drożejące ceny energii, zwłaszcza w Polsce, gdzie – jak podają analitycy Banku Pekao – uprawnienia do emisji CO2 stanowią blisko 3/4 całkowitego zmiennego kosztu wytworzenia energii (w porównaniu do ok. 1/4 jeszcze w 2016 roku). Były wicepremier wskazuje jednak, że przyczyną drożejącej energii nie jest stricte sam system EU ETS, ale uzależnienie Polski od produkcji energii z węgla. Surowiec ten służy do produkcji 70 proc. energii w naszym kraju. 

Węgiel kamienny i brunatny jest bardzo emisyjnym nośnikiem energii. W Polsce na 1 MWh emitujemy prawie tonę dwutlenku węgla, która w tej chwili kosztuje mniej więcej 80 euro. Innymi słowy, w Polsce aż 60 proc. kosztów wytworzenia energii elektrycznej z węgla stanowią prawa do emisji CO2 – mówi Janusz Steinhoff. – Polska już wcześniej miała ceny hurtowe energii, które były jednymi z najwyższych w Europie, co wynikało z monokultury węglowej. To rzutuje na konkurencyjność polskiej gospodarki.

Według danych przytaczanych przez resort rozwoju (w ocenie skutków regulacji do planowanej nowelizacji ustawy odległościowej), aby wyprodukować 1 kWh energii elektrycznej w Polsce, trzeba wyemitować ok. 724 g CO2. To aż trzy razy więcej, niż wynosi europejska średnia (226 g). Między innymi dlatego poziom cen energii elektrycznej jest w Polsce najwyższy w UE. Rynkowi eksperci wskazują, że to się nie zmieni, o ile Polska nie przyspieszy transformacji energetycznej i inwestycji w zielone źródła energii.

Musimy się skoncentrować na przebudowie naszego miksu energetycznego. Nie możemy tworzyć takich ustaw jak ten rząd, który praktycznie całkiem zablokował budowę elektrowni wiatrowych na lądzie. Właściwy kierunek to np. program Mój Prąd, który spowodował, że w instalacjach prosumenckich powstało ponad 3 GW mocy w fotowoltaice. Musimy odejść od energetyki opartej na węglu, przed nami są duże wyzwania dotyczące szczególnie Bełchatowa czy Turowa, ale to będzie bardzo trudna operacja z punktu widzenia społecznego – wymienia ekspert.

Jego zdaniem za koszty transformacji energetyki w pewnym stopniu zapłaci społeczeństwo, ale przyspieszenie inwestycji w OZE pozwoli te koszty zminimalizować.

Przeobrażenia w elektroenergetyce będą kosztowne. Musimy niesamowicie dużo pieniędzy zainwestować w sieć dystrybucyjną, magazyny energii etc. Dzięki temu powstanie jednak wiele nowych miejsc pracy, unikniemy płacenia kosztów za emisję dwutlenku węgla, a w okresie przejściowym będziemy mieć pieniądze z praw do emisji na wsparcie programów transformacji energetycznej – mówi Janusz Steinhoff. 

Czytaj także

Kalendarium

Więcej ważnych informacji

Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Infrastruktura

Szybki rozwój 5G w Orange Polska. Do końca roku operator uruchomi 3 tys. stacji dających dostęp do nowej technologii

– W całym kraju jest już 1,5 tys. stacji 5G obsługujących pasmo C, ale cały czas pracujemy nad zwiększeniem zasięgu i włączamy kolejne. Do końca roku klienci Orange Polska będą korzystać łącznie z 3 tys. stacji, które włączamy zarówno w dużych aglomeracjach, jak i w mniejszych miejscowościach – zapowiada Jolanta Dudek, wiceprezes Orange Polska ds. rynku konsumenckiego. Jak podkreśla, ta technologia, która na dobre ruszyła w Polsce z początkiem tego roku, jest dla konsumentów rewolucją w korzystaniu z mobilnego internetu. Wraz z jej upowszechnianiem Polacy kupują też coraz więcej telefonów obsługujących sieć 5G – łącznie w ich rękach jest już 3,25 mln takich smartfonów, a dostępność takiego sprzętu poprawiają coraz bardziej przystępne ceny.

Finanse

Trwają prace nad reformą finansowania samorządów. Mają zyskać większą autonomię i niezależność budżetu od zmian w podatkach

Ministerstwo Finansów przedstawiło założenia reformy finansowania jednostek samorządu terytorialnego. Resort przekonuje, że po jej wprowadzeniu dochody samorządów będą wyższe i niezależne od decyzji podatkowych podejmowanych na szczeblu centralnym. Dochody JST mają być określane poprzez wskazanie procentowego udziału danej jednostki w dochodach podatkowych na jej terenie, nie tylko w przypadku PIT-u i CIT-u, ale też podatku zryczałtowanego. Ministerstwa do końca maja mają też dokonać przeglądu zadań zlecanych samorządom, co będzie służyć ich wystandaryzowaniu.

Transport

Nadchodzi kumulacja inwestycji finansowanych ze środków UE. Wykonawcy muszą się przygotować na problemy z dostępnością kadr i zasobów

W związku z odblokowaniem środków unijnych firmy – zwłaszcza z sektora budowlanego – spodziewają się w tym roku boomu w inwestycjach infrastrukturalnych. Barierą dla ich realizacji może się jednak okazać dostępność rąk do pracy. Przedsiębiorcy obawiają się też, że kumulacja inwestycji w krótkim czasie może pociągnąć za sobą wzrost popytu nie tylko na kadry, ale i materiały czy specjalistyczne usługi podwykonawcze, co z kolei może się przełożyć na wzrost cen. – Od strony formalnej jesteśmy przygotowani do poradzenia sobie z tą kumulacją. Jest możliwość punktowych zmian w prawie zamówień publicznych i tego nie wykluczam – mówi Hubert Nowak, prezes Urzędu Zamówień Publicznych.

Partner serwisu

Instytut Monitorowania Mediów

Szkolenia

Akademia Newserii

Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a  także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.