Mówi: | Stefan Schwarz |
Funkcja: | prezes |
Firma: | Inicjatywa Mobilności Pracy |
Zmiany w unijnych przepisach o delegowaniu pracowników mogą zatrząść polskim rynkiem pracy. Część firm czeka bankructwo
W Brukseli trwają prace nad zmianami w dyrektywie o delegowaniu pracowników za granicę. Komisja Europejska chce, by pracownicy delegowani po przekroczeniu granicy mieli opłacane wszystkie składowe wynagrodzenia miejscowych specjalistów. To nie tylko podniesie koszty pracodawców, ale przede wszystkim zaangażuje ogromny czas i wysiłek w zapoznawanie się z jeszcze większą ilością zagranicznych przepisów. Większość z nich jest dostępna tylko w języku danego państwa, a inne w ogóle nie są powszechnie dostępne.
– Zmiany w dyrektywie o delegowaniu pracowników, nad którą obecnie pracują już łącznie Parlament Europejski z Komisją, wpłyną bezpośrednio na działalność wszystkich polskich firm usługowych, które muszą wysyłać pracowników na jakiś czas za granicę – mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Stefan Schwarz, prezes Inicjatywy Mobilności Pracy. – Niezależnie od tego, czy to jest montaż, praca na budowie, w rolnictwie, czy jest to pracownik tymczasowy lub osoba zajmująca się osobą starszą – za każdym razem będą obowiązywały zasady delegowania.
Jeśli zaplanowane jeszcze na 2017 rok zmiany wejdą w życie, każde przekroczenie granicy przez pracownika w celu wykonaniu obowiązków służbowych będzie delegowaniem i będzie regulowane zasadami określonymi w nowej dyrektywie. Zmienią się warunki wynagradzania: obecnie pracownik za granicą musi otrzymywać przynajmniej płacę minimalną kraju, do którego został oddelegowany. Po zmianach płaca będzie musiała zawierać wszystkie elementy przewidziane lokalnym prawem pracy i układami zbiorowymi, a są różne nie tylko w poszczególnych krajach, ale również jednostkach samorządowych, branżach czy nawet zakładach pracy.
Po stronie pracodawców to będzie generowało ogromną biurokrację. Zanim wyślą pracownika nawet na kilka dni za granicę, będą musieli zapoznać się ze wszystkimi przepisami lokalnego prawa, które rzadko tłumaczone jest na język angielski. Czas, ryzyko i dodatkowe koszty mogą spowodować, że wielu pracodawców zrezygnuje z realizacji zagranicznych kontraktów.
– Są trzy podstawowe obszary, w których powinniśmy myśleć o potencjalnych szkodach, które wywoła ta nowelizacja. Po pierwsze sami pracownicy, których jest w tym momencie przynajmniej kilkaset tysięcy. Według naszych badań zarabiają oni mniej więcej trzy razy tyle, ile zarobiliby w Polsce, a zatem jest to dla nich praca bardzo atrakcyjna, którą być może stracą – wyjaśnia Schwarz. – Być może niektórzy będą dalej wykonywać zadania dla swoich pracodawców, ale tylko na terenie Polski. Natomiast z pewnością, gdy się zmniejszy liczba kontraktów, zmniejszy się także liczba miejsc pracy, a zatem niektórzy tę pracę stracą.
Jak podaje KE, w latach 2010–2014 liczba pracowników delegowanych wzrosła prawie o 45 proc. (przy czym warto pamiętać, że poszerzyła się definicja delegowania, więc trudno powiedzieć, jaki był rzeczywisty wzrost). W 2014 roku około 1,9 mln europejskich pracowników zostało oddelegowanych do pracy w innych państwach członkowskich. Jest to szczególnie częste w sektorze budownictwa, w przemyśle wytwórczym i w sektorach usług, takich jak usługi osobiste (edukacja, zdrowie i opieka społeczna) oraz usługi dla przedsiębiorstw (administracyjne, specjalistyczne, ale także usługi finansowe czy IT). Dziś ocenia się, że ok. 25 proc. wszystkich delegowanych w UE to pracownicy z Polski.
– Drugi obszar to pracodawcy. Jeżeli firma świadczy usługi za granicą od czasu do czasu, to prawdopodobnie przetrwa, choć ograniczy swoją działalność, zmniejszy zatrudnienie. Natomiast wiele firm jest uzależnionych od kontraktów zagranicznych – tłumaczy prezes Inicjatywy Mobilności Pracy. – Jeżeli np. firma polska wyspecjalizowała się w podwykonawstwie przy budowie elektrowni atomowych, to nie będzie w stanie takich usług realizować na terenie Polski i prawdopodobnie zbankrutuje.
Ucierpieć też mogą pracownicy innych branż pracujący dla firm zagranicznych, które często nie zdają sobie sprawy, że problem ich dotyczy. Jest to np. sektor IT i usług biznesowych, których centra prężnie działają w Polsce. Według raportu ABSL w 2012 roku w tej branży pracowało już 212 tys. osób. Większość z nich obsługuje podmioty zlokalizowane poza granicami naszego kraju, co związane jest z częstymi podróżami do siedziby klientów za granicą. Te podróże zostaną ograniczone i utrudnione przez nową dyrektywę.
Według obliczeń IMP w 2016 roku za granicą pracowało już ponad pół miliona Polaków. Szacuje się, że zmiany, które dotkną tysięcy polskich firm usługowych z wielu branż mogą spowodować, że pracę straci od 400 do 800 tysięcy polskich pracowników.
– Trzecia sprawa to jest polska gospodarka. Ostatnio oszacowaliśmy, że około 5 mld zł trafia do ZUS-u z tytułu składek wpłacanych za pracowników delegowanych, więc będzie to dość odczuwalny cios – argumentuje Stefan Schwarz. – Ale warto też pamiętać, że eksport powoduje dobrobyt, więc jeżeli będziemy mieli mniej eksportu, bo delegowanie to nic innego jak eksport usług, i co najważniejsze, jest to nasza największa przewaga konkurencyjna na rynku europejskim, to będziemy wszyscy trochę biedniejsi. To wpłynie pośrednio na każdego Polaka.
Czytaj także
- 2024-11-15: Rok regularnej aktywności fizycznej wydłuża życie w zdrowiu o co najmniej rok. Zmniejsza też absencję chorobową w pracy
- 2024-11-22: Artur Barciś: Od sztucznej inteligencji dowiedziałem się, że zmarłem na scenie. Dla niej jestem kompletnie nikim
- 2024-11-21: Akcesja Ukrainy będzie dużym wyzwaniem dla unijnego rolnictwa. Obie strony czeka kilka lat przygotowań
- 2024-11-04: Sztuczna inteligencja wzbudza w Polakach głównie ciekawość i obawy. Ponad połowa widzi w niej zagrożenie
- 2024-10-22: Rząd pracuje nad nowymi przepisami o płacy minimalnej. Zmienią one sposób jej obliczania
- 2024-11-13: Katarzyna Dowbor: Mamy z synem umowę, że nie rozmawiamy o pracy. Cieszę się, że został ciepło przyjęty przez widzów TVN i ma dobre wyniki oglądalności
- 2024-11-22: Tomasz Tylicki: Moje psy raz mieszkają u mnie, raz u moich rodziców. Tak sobie po prostu wędrują i jest im dobrze
- 2024-10-24: Pracownicy deklarują mocne zaangażowanie w swoją pracę. Rzadko czują wsparcie od pracodawców
- 2024-10-09: Qczaj: Siedem lat temu pod wpływem jesiennej chandry rozpocząłem swoją karierę. Teraz dostaję od życia dużo fajnych niespodzianek
- 2024-10-08: Państwowa Inspekcja Pracy nie ma narzędzi do walki z nadużyciami w umowach cywilnoprawnych. Reforma tej instytucji ma to zmienić
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii
Jedynka Newserii
Rolnictwo
Dane satelitarne w użyciu urbanistów i samorządowców. Mogą im służyć do przygotowania na zmiany klimatu
Do 2031 roku rynek usług związanych z danymi satelitarnymi ma wzrosnąć ponad czterokrotnie – przewidują analitycy. Na rosnącą podaż wpływ może mieć nałożony na dużą część przedsiębiorców, w tym producentów rolnych, obowiązek raportowania wpływu środowiskowego. Dane satelitarne są jednak cennym narzędziem również w rękach urbanistów i samorządowców. Z dokładnością do milimetrów pokazują zjawiska takie jak np. osiadanie gruntów, co pozwala na wczesne podejmowanie decyzji o kluczowych modernizacjach infrastruktury.
Prawo
Nałóg nikotynowy wśród nieletnich zaczyna się najczęściej od e-papierosów. Przyciągają ich słodkie, owocowe smaki tych produktów
Co czwarty uczeń ma za sobą inicjację nikotynową, a dla większości z nich pierwszym produktem, po jaki sięgnęli, był e-papieros. Zdecydowana większość uczniów używających nikotyny korzysta właśnie z e-papierosów, a prawie połowa nie ma problemu z ich zakupem – wskazują nowe badania przeprowadzone z okazji Światowego Dnia Rzucania Palenia. Eksperci podkreślają, że niebezpiecznym produktem, z uwagi na ryzyko uzależnienia behawioralnego, są także e-papierosy beznikotynowe. Trwają prace nad przepisami, które m.in. zakażą ich sprzedaży nieletnim.
Ochrona środowiska
Futra z negatywnym wpływem na środowisko na każdym etapie produkcji. Wiąże się z 400-krotnie większym zużyciem wody niż poliestru
Biznes futrzarski ma negatywny wpływ na środowisko naturalne – podkreślają eksperci Stowarzyszenia Otwarte Klatki. Hodowle powodują zatrucie wód i gleb oraz są zagrożeniem dla bioróżnorodności. Z kolei produkcja futra z norek, lisów i jenotów generuje znacznie większe niż bawełna czy poliester emisje gazów cieplarnianych, zużycie wody i zanieczyszczenie wody. 25 listopada obchodzimy Dzień bez Futra, który ma zwrócić uwagę na cierpienie zwierząt hodowanych na potrzeby przemysłu futrzarskiego oraz promować etyczne i ekologiczne wybory w modzie.
Partner serwisu
Szkolenia
Akademia Newserii
Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.