Mówi: | dr Antoni Kolek |
Funkcja: | prezes |
Firma: | Instytut Emerytalny |
Prezes Instytutu Emerytalnego: PPK nie spełniają swojej funkcji. Stały się programem dla zamożnych
– Fundamentalnym problemem, które miały rozwiązać pracownicze plany kapitałowe, było budowanie dodatkowych oszczędności emerytalnych wśród tych osób, które w przyszłości będą miały bardzo niskie świadczenia. Ale to zupełnie nie poszło w tę stronę. PPK stały się benefitem dla dobrze zarabiających pracowników – mówi dr Antoni Kolek, prezes Instytutu Emerytalnego. Jak podkreśla, potrzebne jest przemyślenie na nowo konstrukcji tego programu i zmiany, które podniosą poziom partycypacji. W tym celu rząd powinien się pochylić m.in. nad możliwością automatycznego zapisu do PPK osób po 55. roku życia, waloryzacją dopłat z Funduszy Pracy i całkowitym zwolnieniem osób najmniej zarabiających z konieczności przekazywania na PPK składek z własnej pensji.
– Partycypacja w PPK na dziś jest niewystarczająca i pokazuje, że ten system się nie sprawdził, nie zadziałał w taki sposób, w który oczekiwał rząd, rynek kapitałowy i sami oszczędzający. To oczywiście nie oznacza, że trzeba zakończyć i zlikwidować PPK. Absolutnie nie, dziś takich pomysłów nie ma i myślę, że w najbliższym czasie nie będzie. Natomiast to pokazuje, że ten program wymaga zmiany, która faktycznie wiązałaby się z jego upowszechnieniem – ocenia w rozmowie z agencją Newseria Biznes dr Antoni Kolek.
Pracownicze plany kapitałowe wystartowały w lipcu 2019 roku. W pierwszym etapie do programu obowiązkowo przystępowały największe firmy, zatrudniające ponad 250 osób. Ostatni etap, obejmujący najmniejsze organizacje oraz jednostki sektora finansów publicznych, zakończył się w maju 2021 roku. Obecnie w PPK aktywnie oszczędza 2,57 mln osób, a co miesiąc dołącza średnio przynajmniej 20 tys. nowych uczestników. Mimo to poziom partycypacji pracowników uprawnionych do udziału w programie PPK wciąż oscyluje wokół 35 proc. i jest dużo niższy niż rządowe założenia.
– Projektodawcy posługiwali się poziomem partycypacji 75 proc. Gdyby ona faktycznie była na takim poziomie, dziś w PPK oszczędzałoby blisko 8 mln osób. Ale wiemy, że tak nie jest – mówi prezes Instytutu Emerytalnego.
Najwyższy poziom partycypacji pracowników w PPK ma miejsce w firmach, które wdrożyły ten program jako pierwsze (53 proc.), a także w branży finansowej (aż 75 proc.) – od początku wdrażania programu jest ona pod tym względem jednym z liderów.
– PPK stały się trochę produktem luksusowym, głównie dla tych osób, które lepiej zarabiają, pracują w korporacjach i większych firmach, gdzie faktycznie i pracodawcę, i pracownika stać na to, żeby w ramach PPK oszczędzać – mówi dr Antoni Kolek.
Na PPK składają się wpłaty z trzech źródeł. Podstawą jest wpłata pracownika, czyli 2 proc. jego wynagrodzenia. Co najmniej 1,5 proc. dokłada pracodawca, który może jednak zwiększyć wpłatę do 4 proc. i zróżnicować jej wysokość w zależności np. od stażu pracy. Do tego dochodzi wpłata powitalna od państwa – 250 zł i po każdym roku dopłata roczna – 240 zł. Jak wskazuje ekspert, dla wielu osób spośród najmniej zarabiających odłożenie do PPK 2 proc. z pensji jest jednak zbyt dużym obciążeniem.
– PPK miały zapewniać dodatkowe środki dla osób, które ze względu na niskie emerytury w przyszłości miały mieć dodatkowe źródło dochodu. Tymczasem dzisiaj już widzimy, że to te osoby, które lepiej zarabiają, będą miały wyższe emerytury i dodatkowo środki z PPK. Natomiast te osoby, które zarabiają słabiej, najczęściej z PPK zrezygnowały, więc nie będą miały żadnego dodatkowego wsparcia. Tak więc ten system stał się benefitem dla zamożnych, natomiast zupełnie nie rozwiązuje problemu, jakim będą niskie emerytury w przyszłości – wyjaśnia dr Antoni Kolek.
Jego zdaniem jedną z opcji, którą można by rozważyć w tym kontekście, jest obowiązkowe zapisywanie do PPK osób z najniższym wynagrodzeniem, ale bez konieczności ponoszenia wpłat z ich strony. Na ich konta w programie wpływałyby tylko składki pracodawcy i dopłaty ze strony państwa.
– To oczywiście przełożyłoby się na sytuację pracodawców, bo z ich perspektywy każdy uczestnik PPK to dodatkowy koszt, który będą musieli rozliczyć w swojej działalności. Ale być może to właśnie jest kierunek, który pozwoliłby zwiększyć partycypację w PPK wśród tej grupy osób, która najbardziej potrzebuje uczestniczyć w tym systemie. Być może również wyższe dopłaty dla osób, które zarabiają najmniej, zachęciłyby ich do tego, żeby do niego przystąpić – mówi prezes Instytutu Emerytalnego.
Kolejnym rozwiązaniem, które mogłoby zachęcić do oszczędzania w PPK, jest waloryzacja dopłaty powitalnej i rocznej ze strony państwa.
– Kiedy w 2019 roku wprowadzono PPK, te 240 zł dopłaty rocznej faktycznie mogło robić wrażenie. Natomiast z perspektywy kilku lat i wysokiej inflacji ta kwota ma dziś pewnie dużo mniejszy wpływ na skłonność do długoterminowego oszczędzania wśród tych, którzy w PPK zostali. Tak więc, skoro ustawodawca zdecydował się wprowadzić taki mechanizm, może powinien pomyśleć o tym, czy nie należałoby tej kwoty waloryzować – mówi dr Antoni Kolek. – Chodzi o to, żeby ta kwota nie była stała, tylko żeby co jakiś czas była waloryzowana o jakiś parametr, który będzie zakorzeniony czy to w inflacji, czy to w przeciętnym wynagrodzeniu tak, żebyśmy nie mieli wątpliwości, że ona przynajmniej nie traci na wartości.
Wśród dyskutowanych zmian w PPK jest także postulat, by włączyć do nich automatycznie także osoby 55+. Dzisiaj osoby w wieku 55–70 lat przystępują do programu na własny wniosek, który powinny złożyć u pracodawcy, podczas gdy pracownicy w wieku 18–55 lat nie muszą robić nic, aby przystąpić do PPK. Są do nich automatycznie zapisywane, o ile nie złożyły deklaracji o rezygnacji.
– Osoby powyżej 55. roku życia w tej chwili nie są w tym programie zbyt mocno reprezentowane, ponieważ bliskość do emerytury raczej nie sprzyja decyzji o tym, żeby rozpocząć oszczędzanie. Tak więc nad tą grupą warto byłoby się zastanowić, być może to właśnie jest jedna z możliwości, która podniosłaby partycypację – mówi ekspert.
Czytaj także
- 2025-06-05: Polacy leczą samodzielnie ponad połowę lekkich dolegliwości zdrowotnych. Jesteśmy liderem UE
- 2025-06-03: Luka cyrkularności w Polsce wynosi 90 proc. Jesteśmy dopiero na początku drogi do obiegu zamkniętego
- 2025-06-10: Ostateczny kształt rozszerzonej odpowiedzialności producenta wciąż pod znakiem zapytania. Przykładem dla Polski mogą być rozwiązania z Czech czy Belgii
- 2025-06-04: Rynek nieprzygotowany do wdrożenia systemu kaucyjnego. Może się opóźnić nawet o kilka miesięcy
- 2025-05-28: UE przywraca ograniczenia handlowe z Ukrainą. Trwają negocjacje ws. długoterminowych ram
- 2025-05-23: Kolejne 9 mld zł trafi na budowę i modernizację sieci energetycznych. Inwestycje pomogą wyeliminować ryzyko blackoutu
- 2025-06-03: Zaufanie do UE deklaruje 58 proc. Polaków. Większość Europejczyków postrzega ją jako stabilne miejsce na tle niespokojnego świata
- 2025-06-04: Trwa budowa nowoczesnego systemu ostrzegania i alarmowania. Ma być gotowy do końca tego roku
- 2025-06-03: Wiedza Polaków o gospodarce i finansach niewystarczająca. To może się przekładać na błędne decyzje inwestycyjne
- 2025-04-04: W drugiej połowie roku do sprzedaży trafi najinteligentniejszy Mercedes. W pełni elektryczny CLA jest krokiem do całkowitej dekarbonizacji produkcji
Kalendarium
Więcej ważnych informacji
Jedynka Newserii

Jedynka Newserii

Ochrona środowiska

Ostateczny kształt rozszerzonej odpowiedzialności producenta wciąż pod znakiem zapytania. Przykładem dla Polski mogą być rozwiązania z Czech czy Belgii
Zgodnie z wytycznymi Unii Europejskiej do końca 2025 roku Polska powinna osiągnąć poziom recyklingu odpadów opakowaniowych na poziomie min. 65 proc. Trudno to osiągnąć bez wdrożenia systemu rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP), który w świetle unijnych zaleceń powinien być zaimplementowany już w 2023 roku, a którego ostatecznego kształtu jeszcze nie znamy. Zagraniczni eksperci uważają, że Polska powinna iść w ślady Czech, Belgii i Włoch, stawiając na elastyczną organizację odpowiedzialności producenta (OOP).
Handel
Prof. G. Kołodko: Trump osiągnie efekt odwrotny od zamierzonego i spowolni rozwój Ameryki. Na wojnie handlowej z resztą świata to Stany mogą tracić najmocniej

– Liczne decyzje prezydenta Trumpa, nie tylko na polu ekonomicznym, są po prostu oparte na nieracjonalnych przesłankach, są fałszywe, są szkodliwe i dla Stanów Zjednoczonych, i dla innych, mówiąc językiem popularnym, są chore – ocenia prof. Grzegorz Kołodko, były minister finansów, i wskazuje m.in. na chaos spowodowany wprowadzaniem, zawieszaniem i przywracaniem ceł. Ekonomista w książce „Trump 2.0. Rewolucja chorego rozsądku” analizuje trumponomikę, a więc ekonomię i politykę gospodarczą pomysłu prezydenta oraz jej wpływ na gospodarkę, przestrzega przed zagrożeniami i wskazuje sposoby wyjścia z nasilającego się globalnego zamieszania. Autor ocenia też negatywnie pozaekonomiczne aspekty działalności amerykańskiego prezydenta z wyjątkiem jednego aspektu.
Farmacja
Samoleczenie generuje w UE oszczędności na poziomie 40 mld euro rocznie. Dzięki temu odciążone są europejskie systemy zdrowotne

Każdego roku Europejczycy leczą samodzielnie ok. 1,2 mld drobnych dolegliwości, w tym przeziębienie czy niestrawność. Zdaniem ekspertów wzmocnienie tych kompetencji społeczeństwa może być remedium na braki kadrowe w opiece zdrowotnej i jej deficyt budżetowy. Sięganie po leki bez recepty (OTC), suplementy diety i wyroby lecznicze pozwala uniknąć ok. 120 mln konsultacji lekarskich w skali roku, co odpowiada pracy nawet 36 tys. lekarzy pierwszego kontaktu. Samoleczenie generuje w UE oszczędności na poziomie 40 mld euro rocznie – wynika z danych przedstawionych podczas 61. konferencji AESGP, która odbyła się w Warszawie.
Partner serwisu
Szkolenia

Akademia Newserii
Akademia Newserii to projekt, w ramach którego najlepsi polscy dziennikarze biznesowi, giełdowi oraz lifestylowi, a także szkoleniowcy z wieloletnim doświadczeniem dzielą się swoją wiedzą nt. pracy z mediami.